Słyszałam wszystko na własne uszy

Pięć lat temu zmarł mój ojciec, długo i ciężko chorował. Mieliśmy nadzieję na jego powrót do zdrowia, ale potem już nie było złudzeń. Pod koniec był już chyba po prostu zmęczony walką z chorobą i umarł. Mama czuwała przy jego łóżku do ostatniej chwili. Zmarł o pierwszej w nocy, w swoim łóżku, w sypialni rodziców. Przez ostatnie dni ledwo już chodził, z matką musiałyśmy odprowadzać go do toalety. 

Po co to piszę? Bo potem stało się coś, co nie daje mi spokoju do dzisiaj.

Nie będę pisać o pogrzebie, wszystko pamiętam jak przez mgłę. I chociaż byłam mentalnie gotowa na odejście ojca, moje nerwy były na granicy. Zgodnie z naszym rodzinnym zwyczajem zbieramy się nad grobem w czterdziestym dniu po śmierci bliskiej osoby. Jednak tym razem postanowiliśmy to zrobić w niedzielę, ponieważ czterdziesty dzień wypadał w poniedziałek, a jak wiadomo – w poniedziałek wszyscy zwykle pracują. Do tego syn musiał wyjechać w niedzielę wieczorem, ponieważ studiował na Uniwersytecie w innym mieście. Pozostałym krewnym też bardziej pasowała niedziela. Pojechaliśmy na cmentarz – na zewnątrz panowała już zima. W tym roku spadło dużo śniegu, ledwo dotarliśmy do grobu. Potem wszyscy pojechaliśmy do domu do rodziców – zebrało się dziesięć osób. Siedzieliśmy, oglądaliśmy zdjęcia młodego ojca, wspominaliśmy go. Mama opowiedziała historie z ich życia, podzieliła się wspomnieniami, opowiedziałam nam o ich tajemnicach. Siedzieliśmy długo, prawie do nocy. Potem wszyscy się rozeszli, a ja zostałam, aby pomóc mamie posprzątać i umyć naczynia.

– Zostań ze mną na noc – poprosiła mnie mama.

Oczywiście zostałam. Po śmierci ojca mama nie wchodziła do ich sypialni. Zostawiła tam wszystko takim, jakie było za jego życia i zamknęła drzwi na klucz.

– Kiedyś, gdy minie trochę czas, może jeszcze tam wejdę, ale nie teraz – powiedziała mi. Mama spała na kanapie znajdującej w korytarzu, ja także rozłożyłam sobie tapczan. Była prawie dwunasta w nocy. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a potem odwróciłam się do ściany i próbowałam zasnąć. Niestety kompletnie nie byłam senna, więc po prostu leżałam i myślałam o różnych rzeczach. Sądząc po tym, że mama ciągle się wierciła, ona też nie spała.

Nagle z sypialni dobiegło skrzypienie łóżka, jakby ktoś na nim usiadł… Zaczęłam nasłuchiwać. Z sypialni rodziców wyraźnie dobiegały jakieś dźwięki. Potem znowu usłyszałam skrzypienie i kroki ojca, jak szurał po parkiecie, ledwo krocząc – tak, jak wtedy, kiedy zabierałyśmy go do toalety. Leżałam oniemiała w łóżku, a serce wyrywało mi się z piersi. Kroki ucichły na korytarzu i nagle usłyszałam trzaskające drzwi wejściowe.

– Mamo, słyszałaś? – szepnęłam – Nie śpisz?

– Tak, słyszałam – odpowiedziała mama.

Spojrzałam na zegarek. Była dokładnie pierwsza w nocy – o tej godzinie ojciec zmarł czterdzieści dni temu.

Nadal nie wiem, co to było. Gdyby ktoś mi coś podobnego opowiedział, nie uwierzyłabym, ale w tym wypadku słyszałam to na własne uszy, słyszała to także moja mama.

Kiedy powiedziałam mężowi naturalnie nie uwierzył. Powiedział, że jestem przewrażliwiona, a poza tym byłam na pewno zmęczona tym dniem.

Czy kiedyś spotkało Was coś podobnego?

Oceń artykuł
TwojaCena
Słyszałam wszystko na własne uszy