– Tato, Zabierz mnie ze sobą! Chcę z Tobą mieszkać! – mały chłopiec rozpłakał się, przytulając się do ojca.
– Za jakiś czas Cię zabiorę – ojciec pieszczotliwie pogłaskał syna po głowie – Wytrzymaj jeszcze trochę.
– To Ty dzieciaka rozpuściłeś. Faceci nie płaczą! Ty będziesz i tak łajdakiem jak Twój ojciec.
Młoda kobieta wzięła za rękę dziecko i wciągnęła je na klatkę schodową. Znałam tę rodzinę. Patrycja, była żona tego faceta, Artura, całe życie mieszkała na naszym osiedlu z ojcem i matką.To była dziwna rodzina. Matka nigdy się nie odzywała, oczy wbijała w podłogę, a ojciec był przystojnym mężczyzną, byłym oficerem. Ostatnią jego pracą była praca w ochronie. Temperamentem się dobrali, jego kobieta chodziła jak w zegarku. Decyzje zawsze podejmował sam i nie tolerował sprzeciwu. Patrycja była do ojca podobna – ostra w słowach, a na podwórku nie odpusczczała nawet miejscowym chuliganom. Potrafiła się bić, a jej ręka była ciężka. Pewnego dnia jej rodzice zginęli w nieszczęśliwych okolicznościach – spłonęli wraz z ich wiejskim domkiem na działce. Dziewczyna wtedy jeszcze nie miała ukończonych studiów – musiała je rzucić na trzecim roku, aby iść do pracy i mieć się za co utrzymać. Wkrótce poznała Artura, który był całkowitym przeciwieństwem Marty. Był cichy, spokojny, uprzejmy, pochodził z inteligentnej rodziny.
– Och, nie dogadają się – komentowały sąsiadki.
– Przeciwieństwa się przyciągają – twierdzili inni.
Rozwiedli się cztery lata później. Henio, ich syn, skończył wtedy trzy lata i został przy matce. Syn był do niego podobny zarówno z wyglądu jak i charakteru. Był cichy, nie szalał z kolegami na podwórku, nie brał udziału w bójkach, a kiedy przypadkowo zmiażdżył motyla, płakał przez godzinę.. Marcie się to nie podobało.
-Baba jakaś jesteś, a nie facet, cały w ojca się wdałeś i jesteś równie bezwartościowy. Nie jesteś mężczyzną – często mówiła swojemu synowi.
Wkrótce Marta znalazła kandydata na zastępcę Artura. Przyprowadziła do domu „prawdziwego faceta”. Mężczyzna miał ciężki charakter, Marta też, więc ich kłótnie słyszał cały blok. Pewnego dnia chłopak zabrał na podwórko maszynę do pisania, którą złośliwie zepsuli inni chłopcy. Kiedy nowy mąż Marty to zobaczył, podszedł do chłopca i uderzył go w tyłek, mówiąc:
– To za zepsutą maszynę i za to, że nie potrafisz się nawet obronić.
– Jak dorośnie, to trzeba będzie go zapisać na boks, żeby stał się prawdziwym facetem – rozmawiała o Henryku matka ze swoim nowym mężem.
– Artur, chodź tu! – zawołałam Artura, gdy ten przechodził obok ławki, na której siedziałam. Opowiedziałam mu historię o maszynie.
Artur siedział w milczeniu, myślał, a potem powiedział:
– Moi rodzice nauczyli mnie, jak negocjować z przyjaciółmi, a jak z wrogami. „Pięści to ostateczność” – mówił ojciec. Przemocy używają słabi psychicznie, to też wpajam synowi. Tak samo wychowuję Henia. Marta ma inny ideał mężczyzny – mężczyzny, który rozwiązuje wszystko pięścią, siła jest dla niej wartością. Nie chce posłuchać moich argumentów, mimo, że stale ją przekonuję. Spróbuję jeszcze raz z nią o tym porozmawiać, a najlepiej zabiorę syna do siebie.
Marta nie oddała syna dobrowolnie, Artur musiał złożył wniosek do sądu.
Nie wiem, jak ta historia się skończy, ale na razie nowy mąż Marty uczy chłopca, jak być „prawdziwym mężczyzną” i umieć walczyć, a Henio płacze i chce do taty.