Kiedy się pobraliśmy, ujawnił mi swoje prawdziwe „ja” – był po prostu maminsynkiem.

Kiedy się pobraliśmy, ujawnił mi swoje prawdziwe „ja” – był po prostu maminsynkiem
Mam trzydzieści lat i żyję już wystarczająco długo na tym świecie, aby mieć pewne poglądy na życie i wyobrażenia o nim. Dlatego myślę, że mogę żyć tak, jak chcę i zgodnie z tym, co uważam dla siebie za najlepsze. Dokładnie tak robiłam dopóki nie wyszłam za mąż.

Kiedy jeszcze się spotykaliśmy, wydawał się samowystarczalnym i odpowiedzialnym mężczyzną, ale kiedy się pobraliśmy, ujawnił mi swoje prawdziwe „ja” – okazał się być po prostu maminsynkiem. Mój mąż nie ma wykształconej własnej opinii na żaden temat ani nie ma prawa głosu. Co by się nie działo, jakiego by nie miał problemu, natychmiast sięga po telefon i dzwoni do swojej mamy z pytaniem, jak powinien postąpić.

Potem okazało się, że „zdecydowaliśmy” żyć w jego mieszkaniu mimo tego, że ja także mam własne o dużo lepszym standardzie. Mieszkanie Wojtka jest bardzo stare, niewyremontowane, z obdartymi tapetami, pękniętymi rurami i obskurnymi meblami. Nie byłam gotowa do życia w takim mieszkaniu, więc zaproponowałam mężowi przeprowadzenie remontu, ale wtedy on zadzwonił do swojej matki i opowiedział jej o moim pomyśle.

Wtedy teściowa wpadła w furię: poswiedziała, że z mieszkaniem jej synka wszystko jest w porządku i że w ogóle nie mam prawa nic w nim robić i wymyślać jakieś remonty!
To był po prostu koszmar! Jak w ogóle można tak żyć?

Następnie teściowa zaprosiła nas na obiad. Warto wspomnieć, że jej mieszkanie jest dokładnie takie samo jak mieszkanie jej ukochanego synka. Mieszkanie teściów odróżnia się jedynie tym, że mają aż dwa pokoje wypełnione kredensami z naczyniami, których nigdy nie używają. Nawet gdy przychodzą gościa na stole kładą stare, metalowe naczynia, które na szczęście nie są oszczerbione.

Wojtek powiedział, że naczynia w kredensie stały odkąd pamięta i tak naprawdę nigdy ich nie używali – po prostu miały się ładnie prezentować. Powiedziałam teściowej, że chcę zmienić nowe naczynia, ponieważ z tych, które ma Wojtek nie da się już jeść – przeciekają i są otłuczone. Radośnie obwieściła, że da nam „dobre i piękne” naczynia. Cieszyłam się, bo nawet jeśli nie byłyby piękne i nowe, to przynajmniej nie miałyby pęknięć.

Teściowa powiedziała, że da nam naczynia nieco później, ponieważ najpierw musi zrobić w nich porządek. To „trochę później” miało miejsce… siedem miesięcy później!!! Nie wytrzymałam i wcześniej za część wypłaty kupiłam kilkazestawów naczyń. Wojtek był bardzo zadowolony z tego zakupu zwłaszcza, że sam zapewne nie kupiłby nowych. Wtedy ponownie natychmiast zadzwonił do swojej matki i opowiedział jej o moim postępowaniu.

Jaka wtedy wybuchła awantura! Była trzy razy gorsza niż ta dotycząca mojej propozycji zrobienia w mieszkaniu Wojtka remontu. Bardzo wtedy się pokłóciliśmy. Później tylko słyszałam, jak teściowa wisiała na telefonie z mężem i mówiła mi, jaką to jestem złą i niewdzieczną dziewuchą, ponieważ nikogo nie słucham i robię tylko to, co ja uważam za stosowne. Nie wytrzymałam i złożyłam pozew o rozwód, ponieważ nie widzę sensu życia z osobą, która nie ma własnego zdania i nie może zrobić czegoś bez pomocy swojej mamy.

Oceń artykuł
TwojaCena
Kiedy się pobraliśmy, ujawnił mi swoje prawdziwe „ja” – był po prostu maminsynkiem.