Mam dwoje dzieci. Jedno z nich skończył szkołę w 2007 roku, drugie jeszcze się uczy. Sama ukończyłam szkołę w 1984 roku. Spróbuję więc podsumować, jak zmieniła się szkoła, nauczyciele i sam proces uczenia się.
Kiedy uczyłam się w szkole, proces nauczania spoczywał głównie na nauczycielach, ale nie tylko – jeśli w klasie było wiele złych ocen, cierpieli wtedy wszyscy: od nauczyciela, przez dyrektora szkoły. Uczniom, którzy mieli problem z opanowaniem materiału pomagali Ci bardziej uzdolnieni. Jeśli to nie pomagało, to dzieci pozostające z nauką najbardziej w tyle zostawali po lekcjach z nauczycielami, aby ci ponownie wytłumaczyli dany materiał. Jeśli uczeń uciekał z dodatkowych zajęć, jego rodziców wzywano do szkoły. Nasze pokolenie starało się zmusić do nauki, a jeśli samemu interesowało się jakimś tematem, nauczyciel był szczęśliwy i chętnie zajmował się dodatkowym, skomplikowanym programem.
Syn uczył się w szkole w latach 1997-2007. Wtedy też jeszcze nie było tak źle – nauczyciele próbowali nadal uczyć. Chociaż już wtedy pojawiła się garstka rodziców, którzy chcąc, aby ich dziecko miało wszystko, co najlepsze, zatrudniali korepetytorów, którymi zwykle byli nauczyciele. Po jakimś czasie okazało się, że prawie każdego stać na korepetytora – i tych dobrze zarabiających rodziców, i tych mniej. Sama zapewniłam mojemu synowi dodatkowe lekcje z matematyki, który niestety nie miał nigdy predyspozycji do tej nauki – z każdego innego przedmiotu radził sobie sam bez problemu. Mimo pojawienia się korepetycji, nauczyciele wciąż uczyli, dzieci również potrafiły radzić sobie samodzielnie ze szkolnymi przedmiotami. Syn skończył studia i obecnie pracuje w swojej specjalizacji.
Córka uczęszcza obecnie do 8 klasy. Z powodu przeprowadzki zmieniała dwa razy szkołę. Co teraz można powiedzieć? Nauczyciele nie uczą . Jeśli ktoś nie rozumiem tematu, to niech rodzice zatrudnią mu korepetytora. Jeśli jakieś dziecko chce dowiedzieć się czegoś więcej i podoba mu się bardzo dany przedmiot, to też musi wziąć dodatkowe, płatne lekcje, bo nauczyciele nie mają czasu. Ceny też się zmieniły – jedna godzina zajęć kosztuje podobnie jak mały sprzęt elektroniczny. Sami tak rozpieściliśmy nauczycieli, chociaż zawinił też system edukacji. Brak bezpłatnych zajęć dodatkowych oraz nieprzemyślane podejście do uczniów także się do tego przyczyniło. Teraz uczą głównie nauczyciele przychodzący do szkół zaraz po studiach, którzy od razu zaczynają pracować równolegle jako korepetytorzy, ponieważ wiedzą, że w ten sposób zarobią więcej, niż kiedy mieliby tylko uczyć w szkole. Mają więc podwójną pensję: tę szkolną oraz tę z korepetycji. Biedni rodzice zaciągają pożyczki lub szukają dodatkowej pracy, żeby tylko zapewnić dziecku godną edukację.
Z dwóch szkół, do których uczęszczała moja córka, dobrze zapamiętałam tylko trzech nauczycieli “starej daty”, którzy mają w sobie chęć nauczania. Potrafili prowadzić lekcje ciekawe, a przy tym czasami nietypowo. Nieodpłatnie uczyli także dodatkowego materiału.
Pozostali nauczyciele byli skupieni już tylko na korepetycjach. Nie radzisz sobie? Przyjdź na płatne lekcje, to Ci wytłumaczą. Radzisz sobie i ciekawi Cię temat? Również przyjdź na korepetycje, wtedy dowiesz się więcej.
Szkoła przestała być szkołą, a nauczyciele – nauczycielami. Jeszcze kilka lat takich działań, a szkoła w końcu sama zniknie. Nie może być tak, że jeśli ktoś ma pieniądze, to dziecko będzie miało przyszłość i edukację, a jeśli nie – no to cóż, musi przestać marzyć o godnej przyszłości.