Mój ojciec przygarnął córkę swojego zmarłego przyjaciela i przyprowadził ją do naszego domu. Nie od razu się polubiliśmy

Mój tata jest marynarzem, który całe życie służył w Polskiej Żegludze Morskiej. W latach 90-tych zapisywał się na wszelkie możliwe rejsy. Robił to, żeby utrzymać rodzinę – przywoził nie tylko pieniądze, ale również smakołyki i ciekawostki z całego świata. Nie mogę powiedzieć, że byliśmy jakoś szczególnie zamożni, ale też nigdy nie musieliśmy nikogo o nic prosić. Mój brat jest ode mnie o 3 lata starszy, więc nosiłem jego ciuchy, zbieraliśmy razem czasem butelki, żeby kupić sobie coś specjalnego. Jak tata miał urlop, to pierwszą rzeczą, jaką robił, zabierał nas na cały dzień na ryby albo do lasu, żeby mama mogła sobie odpocząć.

Aż pewnego dnia otrzymał list z rodzinnego miasta i zamiast wziąć na nas na zwyczajowy spacer, to spakował małą torbę, pocałował nas wszystkich na pożegnanie i wyszedł.Tak strasznie płakaliśmy! Mama nie mogła nas uspokoić, bo myśleliśmy, że nas porzucił.

Minął tydzień i w końcu wrócił, ale nie sam, tylko z małą, czteroletnią dziewczynką. Jego pierwsza szkolna miłość zmarła na raka, a jej młodziutka córka została sama;

chcieli ją wysłać do domu dziecka, ale ciotka taty wysłała mu list. Ojciec poczuwał się do obowiązku i przyjechał po nią, więc dziewczynka nie została porzucana.

Ludzie są jednak okrutni. Wszystko, co nie zostało przybite gwoździami, zostało wyniesione z ich mieszkania przez najbliższą rodzinę.

Dziecko było tak naprawdę porzucone przez wszystkich do przyjazdu ojca.

Kiedy pojawili się razem na progu, mama od razu wzięła ją na ręce, umyła, nakarmiła i uśpiła. Tata zamknął się w pokoju i płakał.

Miałem 7 lat, mój brat 10 i nie polubiliśmy jej od razu, chociaż nasza nowa siostra nie dała nam żadnych powodów, żeby jej nie lubić.

Była jak duch, mała, blada i cicha.

Nie zabierała nam zabawek, nie wchodziła do naszego pokoju (mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, spała w pokoju rodziców), nigdy nie awanturowała się, niczego się nie domagała. Z poprzedniego życia przyniosła tylko pluszowego misia i bransoletkę z kolorowymi koralikami, którą czasami zakładała na misia, potem na swoją szyję, szarpała i coś mamrotała.

Mama cały czas próbowała z nią rozmawiać, śpiewała, czytała jej, ale wszystko na próżno.

Kiedyś się popłakała, kiedy mój brat i ja wzięliśmy jej misia i rzuciliśmy go na szafę. Stała przed szafą, szlochając i podnosząc ręce, podczas gdy my się śmialiśmy.

Jakiś czas minął bez incydentów;

przyszło lato i pozwolono nam wychodzić z małą, ale pod warunkiem, że będziemy jej pilnować. Mała nie chodziła nigdzie sama, zawsze była tam, gdzie ją zostawiliśmy z bratem.

W dniu, w którym wszystko się zmieniło, jak zwykle zostawiliśmy ją przy wejściu do bloku na ławce. Spokojnie graliśmy w ganianego kiedy usłyszeliśmy krzyki i jakieś dziwne dźwięki.

Ze złymi przeczuciami rzuciliśmy się do wejścia, a tam szalał owczarek spuszczony ze smyczy, a nasza mała dziewczynka siedzi na poręczy i trzyma w podrapanych rączkach małego kotka. Nie płakała, tylko oczy miała wielkie ze strachu. Kiedy przybiegł właściciel i pies został spacyfikowany, zobaczyliśmy rozszarpanego na strzępy starego zająca. I wtedy olśniło nas, że zamiast zająca mogła to być nasza mała dziewczynka. Płakałem ze strachu i poczucia winy, brat pozbierał szczątki zająca i też wycierał nos, kiedy mama do nas wybiegła. Przytuliła mnie i mojego brata i w tym momencie usłyszeliśmy – mamo, patrz, jakiego mamy kociaka! I dumną buzię siostry. Potem razem z nastolatkami z sąsiedztwa  zabraliśmy zająca, umyliśmy kotka, posmarowaliśmy zadrapania jodyną i otarliśmy łzy.

Po jakimś czasie tata wrócił z rejsu, opowiedzieliśmy mu wszystko, a on był bardzo zdziwiony, jak to 4-letnie dziecko jest w stanie wspiąć się na wysoką poręcz.

Siostra wtedy usiadła mu na kolanach i bardzo pewnie powiedziała – Kot mi pomógł. Nie wiem ile w tym było prawdy, ale kot na pewno pomógł jej w końcu uwolnić się od horroru jaki przeżyła po śmierci swojego matki. Zaczęła go uczyć wszelkiego rodzaju sztuczek typu podaj łapkę i powoli zaczęła odżywać. Razem z bratem również zaangażowaliśmy się w wychowanie zwierzaka i niepostrzeżenie staliśmy się może nie idealnymi, ale prawdziwymi braćmi dla naszego maleństwa. Teraz mamy już swoje rodziny i dzieci, a wszyscy mamy ze sobą doskonałe relacje. Nasi rodzice są bardzo zadowoleni ze swoich wnuków – zarówno tych biologicznych jak i adoptowanych!

Oceń artykuł
TwojaCena
Mój ojciec przygarnął córkę swojego zmarłego przyjaciela i przyprowadził ją do naszego domu. Nie od razu się polubiliśmy