W naszej klasie był jeden chłopak, Wojtek, syn sprzątaczki z naszej szkoły. Wojtek nie wstydził się swojej matki, jak to bywa w większości przypadków. Po lekcjach często zostawał w szkole i pomagał swojej mamie, nosił ciężkie wiadra, mył z nią podłogę i parapety. Inni chłopcy z naszej klasy szydzili z Wojtka i wyzywali go brzydkimi słowami, ale on w ogóle na to nie reagował. Był dobrym człowiekiem. Miał piątki z algebry i geometrii, kochał matematykę, brał udział w olimpiadach i zdobywał pierwsze miejsca. Był też bardzo miłym facetem. Nie pozwalał szkolnym chuliganom obrażać kogoś w jego obecności.
Naszym wychowawcą był Alojzy Bobrowski. Był po prostu okropną osobą. My, jego uczniowie, nazywaliśmy go „Bobrem”. W klasie uczniów dzielił na dwie kategorię „wieśniaków” i „szlachtę”. Zupełnie inaczej traktował dzieci bogatych rodziców. Łatwo zgadnąć, że Wojtek nie miał z nim łatwo. Pewnego razu na lekcji historii Bóbr powiedział do Wojtka:
– Pamiętaj chłopcze: urodzony jesteś, by się czołgać – nie latać. Syn sprzątaczki nie zostanie dyrektorem.
Nawet ja poczułem się zawstydzony jego słowami, ale Wojtek pozostał niewzruszony. Bóbr chyba poczuł satysfakcję po tych słowach…
Od tego czasu minęło 20 lat. Postanowiliśmy zorganizować spotkanie absolwentów. Zaproszony został również nasz wychowawca. Zebraliśmy się całą klasą w restauracji, a potem przyszedł Bóbr. Nie zdążył nawet usiąść do stołu, gdy zaczęło go interesować, kto czym się zajmuje i jakie ma stanowisko.
— A ty, Wojciechu, chyba nie pracujesz jako sprzątacz, skoro przyszedłeś w tak ładnej marynarce. – zapytał kpiąco.
– Buduję domy. – Wojtek odpowiedział z poważną miną.
– Ach, pracujesz jako pracownik budowlany. Tak myślałem, dobre i to. Najważniejsze, że zarabiasz na życie. – powiedział Bóbr z zadowoloną miną.
– Słyszał Pan o firmie „Woj-To”? To moja własna firma budowlana. Daję radę. – odpowiedział skromnie Wojtek.
Gdybyście zobaczyli, jak zmienił się wyraz twarzy naszego Bobra.
(Woj-To to jedna z najlepszych firm budowlanych w naszym województwie.)