Od dziesięciu lat jestem lekarzem, pracuję na oddziale pediatrycznym.
Tego dnia musiałem wrócić do domu autobusem, bo samochód był w naprawie. Na dodatek rozpoczęła się straszna ulewa, a ja nie miałem parasola. Zarzuciłem torbę na głowę i ruszyłem w stronę przystanku. W pewnym momencie obok bocznego wejścia do szpitala usłyszałem płacz dziecka, a gdy zobaczyłem je pod ławką, byłem zszokowany.
Wziąłem zawiniątko w ramiona i zacząłem je uspokajać. W tym momocie byłem zadowolony, że posiadam doświadczenie z dziećmi. Wróciłem do szpitala, bo dziecko było przemoczone, a później zadzwoniłem po przyjaciela, też pediatry, by razem wykonać wszystkie potrzebne badania.
– To zdrowy chłopiec. Dlaczego go porzucili? Wielu rodziców chciałoby tak zdrowe i silne dziecko – powiedział przyjaciel.
Postanowiłem zostać i nie wracać już do domu. Przyjechała policja, musiałem złożyć obszerne zeznania. Przez cały ten czas zajmowałem się dzieckiem i towarzyszyłem mu w każdym badaniu.
Dwie godziny później policja wróciła z młodym małżeństwem. Młoda dziewczyna trzęsła się z płaczu, a chłopak próbował ją uspokoić, choć sam też ledwo stał na nogach.
– To nasz synek, pozwólcie nam go zobaczyć – powiedziała dziewczyna.
Włożyli fartuchy ochronne i udali się na oddział pediatryczny. Zobaczyli dziecko i jeszcze bardziej się wzruszyli. Mama przytuliła go i nie chciała puścić.
Nic nie rozumiałem z tego, co się dzieje. Dopiero policjant opowiedział mi całą historię.
– Ci młodzi ludzie spotykali się w tajemnicy przed rodzicami. Nie popierali oni ich związku, a kiedy urodził się syn i myśleli, że rodzice zmiękną, postanowili podzielić się tą wspaniałą wiadomością. Niestety. Obie matki postanowiły wykorzystać naiwność młodych ludzi i uknuły wspólnie plan. Wysłały młodych rodziców na spacer, a same wykorzystały sytuację i zawiozły dziecko pod szpital. Liczyły, że nikt nie dowie się o tej sytuacji, a tragedia rozdzieli kochająca się parę.
Oto cała historia. Najprawdopodobniej to dziecko już nigdy nie pozna swoich babć.