Moje dzieciństwo nie należało do szczęśliwych. Rodzice byli ze sobą chyba tylko z przyzwyczajenia, bo na pewno nie ze względu na mnie. Ojciec nawet zbytnio się nie krył z tym, że ma kochanki, a matka udawała, że jej to nie obchodzi. Ich związek należał do burzliwych, rozstawali się, później się godzili, a kłótnie wybuchały kilka razy dziennie. Nie rozumiałam tej ich relacji, bo po co być razem, skoro nie ma chemii.
Ja też nie zaznałam od nich miłości, od najmłodszych lat byłam im obojętna. Zajęci swoimi potyczkami, zupełnie nie interesowali się mną. Mogłam nie wracać do domu i nikt nie zapytał mnie, gdzie byłam, ani z kim. Zupełnie jakbym dla nich nie istniała.
Pomimo młodego wieku wiodłam dość frywolne życie, nie miałam nikogo, kto by mi powiedział, co wypada, a co nie wypada. Nie miałam żadnych wzorców do naśladowania, po prostu żyłam jak chciałam.
Miałam prawie 16 lat, gdy „wybuchła bomba”, moi rodzice zrobili sobie dziecko na zgodę. Gdy urodził się Antek, faktycznie w domu jakby się uspokoiło, co nie znaczy, że było sielankowo. Pozorna zgoda trwała krótko, bo gdy brat skończył 2 lata ojciec się wyprowadził. Matka po chwili namysłu zdecydowała, że odeśle mnie na wieś do babci, bo dwójki dzieci sama nie da rady utrzymać.
Będąc u babci nic nie zmieniłam w swoim postępowaniu. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie, moje zachowanie stało się bardziej wyzywające. Od babci nie usłyszałam złego słowa, staruszka kochała mnie bezwarunkowo.
Na jednej z wiejskich potańcówek poznałam Czarka, chłopak był 7 lat starszy ode mnie, ale urzekł mnie swoim urokiem i bezpośrednim sposobem bycia. Różnica wieku wcale mi nie przeszkadzała i po roku znajomości wzięliśmy ślub.
W dniu ślubu przyrzekłam sobie, że nigdy nie będę taka, jak moi rodzice. Nigdy nie zdradzę męża, a dzieci będą dla mnie najważniejsze.
W pierwszą rocznicę ślubu urodziła nam się córka, nasze szczęście nie miało granic. Żyło nam się dobrze, bez zbytnich uniesień, ale też i bez większych burz. Córka podrosła i poszła do przedszkola, ja zaczęłam pracować w sklepie odzieżowym w pobliskim miasteczku. Praca była ciekawa, tyle ludzi się przewijało. I właśnie w pracy poznałam Rafała. Mężczyzna chciał kupić koszule, ale nie mógł się zdecydować którą, więc dyskretnie mu doradziłam i od tamtego dnia zaczął codziennie przychodzić do sklepu. Przynosił słodycze, kwiaty (te oczywiście zostawały w pracy). Nie trzeba było wiele czasu, bym zakochała się jak szalona. To było coś zupełnie innego, niż to, co łączyło mnie z Czarkiem. Chcieliśmy być razem, więc powiedziałam o tym mężowi. Dla niego był to cios. Powiedział, że jeśli odejdę, nie będę miała powrotu, a córki też nie zobaczę. Nie zważałam na to, dla mnie najważniejszy był wtedy Rafał. Wyjechaliśmy do innego miasta. Pierwsze tygodnie były wspaniałe, ale wkrótce mój nowy partner zaczął pokazywać inne oblicze. Często wychodził, wracał w stanie „wskazującym” i zaczął być złośliwy. Obracałam wszystko w żart, bo kochałam tego drania. Niestety po roku Rafał mnie zostawił dla innej bardziej życiowej, jak mówił. Po wielkiej miłości pozostały tylko zgliszcza, mąż nie chce mnie znać, a matka twierdzi, że jestem taka sama jak ojciec.
Miałam wszystko, a zostałam z niczym.
W dniu ślubu przyrzekłam sobie, że nigdy nie będę taka, jak moi rodzice.
