Ledwo Artur przekroczył próg mieszkania, a matka złapała go za rękaw i szepnęła:
– W końcu przyszedłeś. Umyj ręce i podejdź do stołu. Mamy gościa, prababcię z Ameryki.
– Kogo? – Artur zapytał ze zdziwieniem. – Jaka prababcia? Mamo, mam dużo pracy domowej do zrobienia. Zrobię ją, a potem…
– Twoje lekcje mogą poczekać! – mama machała rękami. – Nie rozumiesz, ona jest z Ameryki! Ma dziewięćdziesiąt lat. To samotna i bardzo bogata staruszka. Teściowie zadzwonili do mnie i powiedzieli w zaufaniu, że jeździ po całej naszej rodzinie i wybiera komu zostawić spadek. Więc zachowuj się, nie kłóć się i mów do niej dobre rzeczy.
– Mamo, nie mam czasu! – Artur znów zaprotestował.
– Chodźmy – powiedziała i pociągnęła go za sobą.
– Oto nasz Artur! – zaprowadziła syna do przygarbionej staruszki o siwych włosach, spierzchłych ustach i ogromnych oczach, które łypały na chłopca przez okulary w czarnej oprawie.
Po prawej stronie siedział ojciec Artura i patrzył na nią bardzo posłusznie – prawie jak na ikonę.
– Artur… – oczy prababci zwęziły się. – Nie… On w ogóle nie jest podobny do swojego pradziadka Artura – powiedziała nagle kapryśnym głosem.
– Dlaczego nie? – tata był zdumiony.
– Nie i już- powtórzyła staruszka. – To nie jest mój Artur. Mój Artur był zupełnie inny.
„Pewnie dlatego, że nie wyglądam jak kukła starca” – pomyślał chłopiec i zmarszczył brwi. Wtedy przypomniał sobie, że ma się przywitać.
– Dzień dobry – powiedział, usiadł przed staruszką z niezadowoloną miną i ciężko westchnął.
– A dzień dobry, dzień dobry – powiedziała to z obcym akcentem. – A co robi Wasz Artur?
– Jeszcze się uczy – pospieszyła z odpowiedzią matka. – Za dwa lata pójdzie na studia, chce zostać ekonomistą.
– Och – udała zdziwienie staruszka i znów wpatrywała się w chłopca przez okulary. – Czy to prawda?
– Właściwie to zamierzam studiować nad morzem – poprawił matkę. – Mamo, powiedziałam i Tobie i tacie. Będę się uczył, żeby zostać kapitanem.
– Po moim trupie…- ojciec zgrzytał zębami z żalem. – W dzisiejszych czasach trzeba mieć odpowiedni zawód, aby czegoś się dorobić.
– Kapitan to dobry zawód! – Artur podniósł głos.
– Nie zarobisz wiele jako kapitan! – ojciec krzyknął, po czym otrząsnął się i uśmiechając się przymusowo, zwrócił wzrok z powrotem na staruszkę. – Chłopak nie rozumie, że pieniądze mają dziś znaczenie.
– To nie jest najważniejsze! – uparcie wykrzykiwał syn. – To nie jest najważniejsze!
– Ciekawe – uśmiechnęła się staruszka. – A co jest najważniejsze w Twoim życiu chłopcze?
– Mieć pasję i być dobrym człowiekiem – powiedział wyraźnie, jakby odpowiadał na lekcji nauczycielowi. – To jest główna rzecz. A liczenie pieniędzy to nie dla mnie, to zajęcie dla kobiet!
– Och, cóż za mądrość! – wykrzyknęła staruszka i nagle się roześmiała. – O tak, Arturze, rozbawiłeś mnie!
Podczas gdy ona się śmiała, mama i tata z żalem patrzyli na syna i zagryzali wargi.
– A co, jeśli Ci trochę pomogę – zaśmiała się nagle prababcia. – I dostaniesz się na dobry uniwersytet. Nie chcesz studiować w Ameryce, synu? Zostaniesz bankierem, bogatym człowiekiem. Chcesz?
– Mówiłem już… – Artur wykrzywił niedbale wargi – będę kapitanem. Naszym, polskim. To jest najważniejsze.
– Synku… – głos matki z jakiegoś powodu drżał. – Zastanów się dobrze, zanim odmówisz prababci. Jest przecież naszą krewną. Ona chce tylko tego, co jest dla Ciebie najlepsze. Pieniądze są teraz najważniejsze, a prababcia Ci pomoże, jeśli oczywiście będzie chciała.
– Człowiek musi wszystko w życiu osiągnąć sam – powiedział Artur zmęczonym głosem i spojrzał na niespodziewanego gościa. – Mogę już iść? Mam do odrobienia lekcje.
– Teraz wygląda tak samo jak mój Artur! – entuzjastycznie krzyknęła starsza kobieta i z jakiegoś powodu zastukała zabawnie sztucznymi zębami. – Wygląda jak mój Artur… Och, niech spoczywa w pokoju. A o pieniądzach, to jak jego słowa. On też zawsze chciał mieszkać w Polsce!
– Dlaczego uciekł do Ameryki, skoro tak bardzo chciał? – chłopiec zapytał bezczelnie.
– Nie z własnej woli, nie z własnej… – prababcia wpatrywała się swoim ostrym spojrzeniem, jakby próbowała zajrzeć do jego umysłu. – Tak musiało być. Są pewne rzeczy, Arturze, o których nawet dziś ludzie nie powinni wiedzieć. Musiał jechać, a ja pojechałam za nim jak nić za igłą. A po zawale nie chciał wracać tutaj, do tego bałaganu. Ale dzisiaj by wrócił. A ja jestem już przyzwyczajona do swojego życia. Mam tam wszystko na starość. Więc, Arturze, czy chciałbyś mnie odwiedzić?
– Przepraszam… Nie mam czasu – Artur wstał. – Kiedy zostanę kapitanem, przypłynę… obiecuję. I zabiorę Cię w podróż moim statkiem.
Odszedł od stołu i poszedł prawie biegiem do swojego pokoju.
Gdy prababcia wyjeżdżała, przyszła się z nim pożegnać. Dokładnie obejrzała jego pokój, po czym zbliżyła się do niego, siadając przy stole obładowanym zeszytami, ujęła jego głowę swoimi schorowanymi dłońmi, pochyliła się w jego stronę i pocałowała go w czoło.
– Dziękuję, Arturze – powiedziała prosto.
– Za co? – zapytał zdezorientowany.
Teraz będę spokojna. Myślałam, że na świecie nie ma już takich mężczyzn jak mój zmarły mąż. I okazuje się, że zostałeś tylko Ty. Cóż, nie będę się wtrącać. Do widzenia. A może i do zobaczenia. Ucz się i przyjdź do mnie wkrótce na swoim statku.
– Obiecuję… – Artur powtórzył i w końcu się uśmiechnął. Nagle poczuł sympatię do tej prababci z Ameryki.