Teściowa twierdzi, że głodzę mojego męża. Przywozi mu każdego dnia słoiki pełne tłustych potraw

Jestem mężatką od sześciu miesięcy. Od razu po ślubie przeprowadziliśmy się z mężem do wynajmowanego mieszkania, chcieliśmy żyć na własny rachunek, bez rodziców. Niestety, teściowa nie rozumie naszej potrzeby i bywa w odwiedzinach siedem dni w tygodniu.

Mało tego, teściowa nigdy nie je tego, co ugotuję. Wszystko, co jej podam, wyrzuca do kosza i krytykuje. Może nie jestem zawodową kucharką, ale gotuję smacznie i mąż nigdy nie narzekał, a nawet chwalił, że niektóre potrawy smakują lepiej niż u mamy.

Za każdym razem, gdy odwiedza nas teściowa, gotuję w strachu. Staje obok mnie i obserwuje wszystko, co robię, najpewniej po to, by wyłapać każdy błąd.

– Krem z dyni, krewetki w sosie meksykańskim, sałatka z rukoli… Przecież to nie jedzenie dla mężczyzny – krytykuje.

Teraz przychodzi zawsze w porze obiadu i przynosi ze sobą całą torbę. Zabiera mojemu mężowi talerz sprzed ust i stawia przed nim tłuste pierogi z mięsem czy barszcz biały z kiełbasą.

– To jest prawdziwy i obfity posiłek – uczy mnie.

Oczywiście, to smaczne potrawy, ale nie można jeść tak tłusto każdego dnia. Zbilansowane posiłki są ważne dla zdrowia, a teściowa powinna o tym wiedzieć, skoro walczy od lat z wysokim cholesterolem i innymi chorobami, na które wpływ miał jej styl życia.

Mój mąż uwielbia potrawy swojej mamy, mógłby jeść je codziennie. Oczywiście, gdybym gotowała jak teściowa, byłby szczęśliwy, ale nawet on zdaje sobie sprawę, że może być i smacznie i zdrowo.

Moi sąsiedzi opowiadali, że teściowa nawet żaliła się do nich, że jej biedny syn, żyje z żoną, która go głodzi.

Ostatnio teściowa natchnęła się w korytarzu na kuriera z dowozem posiłku. W dzisiejszych czasach zamawianie różnego jedzenia z restauracji na wynos jest czymś normalnym. Ludzie pracują całymi dniami i czasem nie mają siły gotować, nic w tym zaskakującego.

Teściowa była jednak oburzona i nie szczędziła awantur na korytarzu w stosunku do obcych ludzi.

– Co zdrowego jest w tych pudełkach?! Wszystko nadaje się do kosza.

W ramach prezentu urodzinowego teściowa zapisała mnie nawet na szkolenie z gotowania i sama za nie zapłaciła. Uznałam, że nie jest mi to potrzebne, ale doceniłam prezent i regularnie pojawiałam się na zajęciach. Z czasem doceniłam nawet ten gest – nauczyłam się całkowicie nowych potraw, a przede wszystkim też zdrowych!

W przeciwieństwie do mnie, teściowa nie była jednak zadowolona. Uznała, że kurs nie był niczego warty i powinni zwrócić jej pieniądze.

– Mężczyzna potrzebuje kotleta, sycącej zupy z ziemniakami i kawałkami mięsa, nie jakiejś papki ze szpinaku czy pasty pomidorowej z makaronem.

Nasza kulinarna wojna wciąż trwa. Mój mąż śmieje się, że jego matka jest zazdrosna o mnie, ale mnie wcale to nie bawi. Chcę gotować dla rodziny zdrowo, a nie każdego dnia odgrzewać słoiki od teściowej, bo tak sobie życzy.

Jak myślicie, czy będzie lepiej? Może powinnam ustąpić?

Oceń artykuł
TwojaCena
Teściowa twierdzi, że głodzę mojego męża. Przywozi mu każdego dnia słoiki pełne tłustych potraw