Moja teściowa postanowiła nam pomóc. Pozwoliła nam zostać w swoim mieszkaniu, bo i tak wprowadziła się do męża. Nie jestem zbyt szczęśliwa z tego powodu. Za każdym razem, gdy się kłócą, ona wraca ze swoimi rzeczami, a ja muszę znosić jej obecność. Mamy wtedy kilka tygodni piekła, a potem się godzą i ona znowu do niego wraca. Mam tego dość.
Połowa mieszkania, w którym mieszkamy jest własnością mojego Jacka, a połowa teściowej. Gdyby jego matka mieszkała z mężem cały czas, to żylibyśmy dużo spokojniej. Myśleliśmy o własnym mieszkaniu, ale wtedy teściowa wyszła drugi raz za mąż. W domu małżonka było jej dobrze, a nam ulżyło, że już nie musimy oszczędząć na nowe lokum. Na początku się ucieszyłam, ale jak się później okazało, nie był to dobry pomysł. Mój mąż wyluzował, nie chciał już odkładać, wydawaliśmy pieniądze na bieżąco.
Dlaczego my nie mieszkamy już we własnym mieszkaniu? Przecież prawie już mieliśmy uzbierane, wystarczyło wziąć tylko mały kredyt. Planujemy mieć dzieci, a w tym mieszkaniu nie ma zbyt dużo miejsca na rozwój rodziny. To najwyższy czas, żeby mieć coć własnego. Próbowałam przemówić mężowi do rozsądku, ale był nieugięty. Nie chciał dalej oszczędzać, skoro mamy gdzie mieszkać. Może gdybym się uparła, coś by się udało. Tylko ja nie miałam już siły, żeby go przekonać.
Pojechaliśmy na wakacje, Jacek kupił nowe smartfony, wydawał na lewo i prawo I wtedy pojawiła się moja teściowa z walizkami.
Była zła na męża, spakowała cały swój mały dobytek, wróciła do domu. Byliśmy niemile zaskoczeni. Nie planowałam mieszkać z matką męża, która ciągle się wtrąca do wszystkiego. Można się z nią przyjaźnić, ale na odległość, nie na tym samym terytorium.
Od razu zaczęła tworzyć swoje własne zasady, a my wszystko robiliśmy źle.
Rano miała do nas pretensje, że za głośno wychodzimy do pracy. Wieczorem brała długą kąpiel, zabierała nasze rzeczy i nie odkłada ich na swoje miejsce.
Ja według niej nie gotuję dobrze, źle sprzątam, wszystko ją denerwuje, a sama nie jest zbyt dobrą gospodynią. Czuję się teraz jak niewolnik, któremu patrzy się na ręce.
Przez cały czas kłóciła się z mężem przez telefon, a my musieliśmy tego słuchać, czy tego chcieliśmy, czy nie.
Biorąc pod uwagę fakt, że ona ma niską emeryturę, wszystkie sprawy finansowe spadły na nasze barki. Próbowaliśmy naciskać na jej sumienie, ale krzyczała, że mieszkamy u niej, więc możemy jej też ugotować. Jacek stara się z nią nie kłócić, bo to i tak nic nie da. On nie chce ją denerwować i sprawiać problemów, ale ja szczerze mam dosyć, chcę z tąd uciec, jestem wyczerpana.
Kiedy jej mąż przyszedł po nią, byłam gotowa rzucić mu się na szyję. Przez ostatnie dwa tygodnie myślałam, że oszaleję. Skąd ona wzięła tyle energii do przeklinania, nie wiem. Wierzyłam jednak, że to pierwszy i ostatni raz.
Minęły zaledwie dwa miesiące i sytuacja się powtórzyła, trwało to tydzień. Od tego czasu stało się to tradycją. Ile razy matka Jacka pokłóci się z mężem, tyle razy mieszka z nami, to jest nie do wytrzymania. Coraz trudniej jest mi tolerować jej obecność. Gdyby to jeszcze było przez kilka dni, to byłoby dobrze, ale nie na tak długo.
Mój mąż nie wpada w wielką złość, jest przyzwyczajony do zachowania swojej matki. Nie jest więc zbyt chętny do wyprowadzki, ale nie tracę nadziei na wyjazd do innego miasta. Muszę tylko dowiedzieć się, gdzie można wynająć mieszkanie.
Owszem, pieniędzy w budżecie będzie mniej, ale moja psychika jest dla mnie ważniejsza.