Przez testament babci, moja szczęśliwa rodzina jest tylko wspomnieniem.

Jesteśmy starszym małżeństwem. Mamy dwóch synów: Andrzej ma 38 lat, a Stefan 36 lat. W naszej rodzinie nigdy nie było żadnych kłótni ani sporów, aż do teraz. Ale może zacznę od początku.

Gdy Andrzej się ożenił postanowiliśmy z mężem, że zabierzemy moją matkę do siebie, a młodzi zamieszkają w jej dwupokojowym mieszkaniu. Było to dobre rozwiązanie zarówno dla nas, jak i dla mojej matki, która w tym czasie potrzebowała już pomocy przy codziennych czynnościach. Młodzi mieli gdzie mieszkać, a matka miała moją opiekę. Syn z synową wzięli kredyt, zrobili gruntowny remont i wymienili meble. W niedługim czasie urodziła im się córka. Byli zwykłą szczęśliwą rodziną.

Cztery lata później ożenił się też Stefan. On ze swoją żoną zamieszkali z nami, mieli jeden pokój, ale nie narzekali. Obiecaliśmy im, że zapiszemy nasze mieszkanie na nich i to oni kiedyś go odziedziczą.

Mijały kolejne lata, żyliśmy z sobą w zgodzie i spędzaliśmy dużo czasu razem. Wydawało się że wszystko jest w porządku.

Pewnego dnia moja matka źle się poczuła i trafiła do szpitala. Niestety, tam okazało się, że ma przed sobą tylko kilka tygodni życia. Zmarła po tygodniu.
Po jej śmierci okazało się, że sporządziła testament i swoje mieszkanie zapisała na obydwu moich synów. No przecież wiadomo, że obydwaj nie będą w nim mieszkać, zwłaszcza, że starszy syn zainwestował sporo pieniędzy w remont, więc pomyślałam, że dobrym rozwiązaniem będzie, gdy Stefan zrzeknie się swojego udziału w mieszkaniu babci, a Andrzej zrzeknie się swojego udziału w naszym mieszkaniu, bo przecież po naszej śmierci lokal będzie należał do nich obydwu. Dla Stefana to byłoby nawet lepsze rozwiązanie, bo nasze mieszkanie jest większe. Zawołałam swoich chłopców i przedstawiłam im swój plan. Andrzej nie miał nic przeciwko, a Stefan po zastanowieniu, też się zgodził na takie rozwiązanie. Umówiliśmy się na wizytę u notariusza na następny tydzień. Rozstaliśmy się zgodni, co do dalszego działania.

Więc jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia moja synowa (żona Stefana) bez ogródek zapytała:
– Żarty sobie stroisz, czy masz coś nie w porządku z głową?
– Basiu, ale o co ci chodzi? Byłam zaskoczona tonem jej głosu i sposobem, w jaki odnosi się do mnie.
– Chodzi mi o to, że Andrzej już za tydzień dostanie mieszkanie, a my będziemy czekać, kto wie, ile jeszcze lat. – synowa patrzyła na mnie ze złością.
– Nie uważasz, że ta rozmowa jest nie na miejscu? Przede wszystkim, to są nasze sprawy i my powinniśmy o nich decydować. Poza tym nic nie stracicie, bo będziecie mieć większe mieszkanie. Już teraz macie dwa pokoje – zaczęłam.
– Jestem żoną Stefana i ta sprawa dotyczy też i mnie.  coraz bardziej podnosiła głos,  A

Andrzej mieszka na naszej połowie domu, i albo zacznie nam płacić za wynajem naszej części, albo się tam wprowadzimy. To jest nasza ostateczna decyzja – powiedziała i wyszła.
Nastawiła Stefana przeciwko bratu. Doszło do tego, że moi synowie nie rozmawiają ze sobą, a sytuacja w domu jest bardzo napięta. Nigdy wcześniej, nic takiego w naszej rodzinie nie miało miejsca.

Co mam robić? Przecież nie umrzemy na zawołanie, bo tak by pasowało mojej synowej.

Oceń artykuł
TwojaCena
Przez testament babci, moja szczęśliwa rodzina jest tylko wspomnieniem.