Ta historia wydarzyła się w jednym z banków znanej sieci. We wczesnych godzinach porannych nie było zbyt wielu ludzi, więc od razu zauważyłam kobietę stojącą nieco z boku. Jej wygląd przykuł moją uwagę. Starsza, a raczej zniedołężniała staruszka była ubrana bardzo dziwnie, w ubrania zupełnie niepasujące do jej wieku: niesezonowe cienkie letnie spodnie, jakieś jaskrawe dziecięce skarpetki z ptaszkami i bezkształtne gumowe klapki, które wyglądały na znoszone.
Wyblakła tunika też już od jakiegoś czasu nie miała formy. Ubrania wcale nie zdobiły chudej sylwetki staruszki, wręcz przeciwnie – sprawiały, że wyglądała mizernie. Obrazu dopełniała stara chustka, która zabawnie wisiała na małej, siwej, krótko ostrzyżonej głowie.
Staruszka stała w przejściu, ściskając telefon, jakieś papiery i zwracając się do otaczających ją ludzi chrypiącym głosem, starała się coś powiedzieć.
– Jak długo jeszcze muszę czekać? Czekałam wczoraj przez dwie godziny. Powiedzieli mi, żebym wróciła dzisiaj z samego rana. Znowu czekam i nikt nic nie robi…
Zauważyłam, że kobiety przy biurku pochyliły głowy jeszcze niżej nad papierami i nie spieszyły się z odpowiedzią na pytania staruszki, która najwidoczniej nie pierwszy raz próbowała zwrócić na siebie ich uwagę.
Kobieta stała w przejściu skulona, z szeroko rozstawionymi nogami w tych chińskich klapkach, utrzymując równowagę rozłożonymi zwiotczałymi rękoma. Wyglądała naprawdę przykro, od razu wzbudziła u mnie politowanie.
– Zaraz upadnę i przyjedzie karetka, a pani będzie się wstydzić – oznajmiła staruszka głosem, który miał już w sobie łzy i histeryczny podtekst.
Z jakiegoś powodu przypomniała mi się moja matka, choć na zewnątrz nie było żadnego podobieństwa. Ale to była pewnie też czyjaś matka, zupełnie bezradna w sytuacji, którą dla niej stworzono.
Ja również pracuję w podobnej branży i wiem co to jest toksyczny klient. Mogę sobie wyobrazić, ilu ich jest w placówkach banku w ciągu dnia, a ich skargi nie zawsze są uzasadnione. Ale to mimo wszystko nieprofesjonalne, że starsi ludzie muszą tak długo czekać. Poza tym od dziecka jesteśmy uczeni, że należy pomagać innym. W każdym razie mimowolnie do niej podeszłam:
– Przepraszam, co się dzieje?
Staruszka, ośmielona niespodziewaną uwagą, przesunęła się ku mnie chwiejnym, niepewnym krokiem.
Złapałam ją za łokieć, zerknęłam na jej pomarszczoną, małą twarz i na jej podniszczone wiekiem oczy, z widocznymi śladami choroby na źrenicach. Już nie tak bardzo zrzędliwym głosem zaczęła odpowiadać na moje pytania, jej oczy patrzyły na mnie z taką dziecięcą nadzieją, że z pewnością nie mogłam ich teraz zawieść.
Na korytarz weszło dwóch mężczyzn w mundurach, najpewniej byli ochroniarzami, w milczeniu wpatrywali się w nas.
Wpadłam na pomysł i zwróciłam się do strażnika:
– Ponieważ ta pani została zaproszona wczoraj i nadal musi czekać, potrzebne jest krzesło. Pomoże Pan?
Nieprzyjazne spojrzenie zmieniło się w zmieszanie, ochroniarz spojrzał najpierw na mnie, później na kobietę, a jeszcze później wzrokowo porozumiał się z urzędniczką, która na niego skinęła potakująco.
Podczas gdy oni nieśli krzesło z oparciem udało mi się uchwycić sedno tego, co się dzieje. To była banalna historia: starsza pani poszła do banku, aby przelać pieniądze, ale one nie dotarły. Obsługująca ją kobieta pomyliła się o jedną cyfrę. To się czasem zdarza – pieniądze są wysyłane na numer, który nie istnieje.
Nie wiem z jakiego powodu, ale wczoraj odesłano ją do domu i kazano przyjść dziś. Emerytka nie miała innych pieniędzy, a przecież można było tę sprawę rozwiązać w kilka minut anulując przelew.
Skulona postać na krześle stała się jeszcze mniejsza, cienkie pomarszczone dłonie wierciły się, wertując kartkę z nazwiskiem i numerem konta. Liczby i litery zapisane były dużym wyraźnym pismem.
– Córka z bliźniakami ma przyjechać z innego miasta, miałam ich ugościć, emerytura jeszcze daleka, a pieniądze zniknęły i nie dotarły. Co mam teraz zrobić?
Podnoszę wzrok na pracowników i pytam, czy słyszeli tę opowieść, czy muszę powtórzyć.
Najwyraźniej mój głos niechcący wyraził stosunek do tego problemu. Pracownicy, broniąc się wzajemnie, zaczęli tłumaczyć, że to nie ich wina, że to stało się na zmianie po 12, że sami nie mogli rozwiązać problemu i że kobieta mogła pomylić się w dyktowaniu cyfr.
– O mój Boże! – pomyślałam i całkiem mimowolnie podniosłam wzrok na sufit. Tam wizjer kamery spojrzał na mnie uważnie… Byłam przekonana, że ta starsza pani, z którą rozmawiałam, powiedziała mi prawdę:
– Może przyprowadzi ktoś tu kierownika zmiany i rzucimy okiem na kamery i zobaczymy, jak pracownica wbijała wczoraj numer. Jeśli trzymała kartkę z numerem, to jest absolutnie jasne, czyj to był błąd. A jeśli starsza pani sama podyktowała liczby, to musimy rozwiązać problem w inny sposób.
Jedna z dziewczyn podniosła słuchawkę i po chwili rozpoczął się proces…
Pewnie domyślacie się jakie było zakończenie. Kamera pokazała, że kobieta osobiście wybierała numery z kartki. Nie wiem z jakich funduszy, ale pieniądze zostały oddane pani w gotówce. A jak bardzo była szczęśliwa… Aby zakończyć rozmowę w dobrym tonie, przeprosiłam straszą panią w imieniu pracowników banku, a ona radośnie przyjęła je ode mnie i wybaczyła wszystkim.
Pochwaliłam też pracowników za uczynność, poprosiłam o większą uwagę w przyszłości i to był koniec naszej znajomości.
Wczoraj, w przerwie w podróży, zauważyłam, że mój samochód stoi delikatnie przechylony na bok. Moim oczom ukazał się brak powietrza w jednym z kół. Zastygłam w przerażeniu: zmiana koła w Jeepie nie jest na liście moich talentów. Gorączkowo wyjmowałam telefon z torby, a on pomrugał wesoło, że to mój ostatni procent naładowania baterii i odchodzi na zasłużony odpoczynek. Byłam poza miastem. Obok pędziły samochody z obcymi ludźmi, których nie obchodziło, że mam takie kłopoty. Nic dziwnego, to wcale nie była ich sprawa. Nie miałam jednak czasu na pogłębianie swojej rozpaczy, bo nagle za mną zabrzmiał głos młodego człowieka:
– Wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy – spojrzał na mnie nieznany mi młody mężczyzna, chyba nieco starszy od mojego nastoletniego syna. – Gdzie trzymasz narzędzia?
Później zapytałam mojego pomocnika, dlaczego nie przejechał obok.
– Wyglądałaś na tak przestraszoną i zdezorientowaną, jak moja mama, gdy złapie gumę – uśmiechnął się życzliwie. – A w dzieciństwie uczono mnie, że należy pomagać starszym