„Wiesz, kiedy czuję spokój? 10 sekund przed przebudzeniem. Czuję, że zaraz otworzę oczy i wszystko będzie dobrze. Mój mąż robi kawę w kuchni, a nasz mały synek biega po mieszkaniu jak szalony. A gdy tylko otworzę oczy, to uczucie znika. Znowu zaczynam odczuwać niepokój i lęk, który nie daje mi spokoju. Gdybym tylko tamtego dnia nigdzie nie pojechała i została z nimi, wszystko mogłoby się skończyć inaczej.”- Dominika opowiadała matce o swoich uczuciach ze łzami w oczach.
Dwa lata temu, gdy wyjechała w delegację służbową, jej mąż i syn zginęli w wypadku samochodowym. W jednej sekundzie z pięknej kobiety przemieniła się w siwowłosą i podstarzałą kobietę. Nie mogła wybaczyć sobie, że pojechała, ponieważ mieli inne plany spędzenia tego dnia. Nie zamierzali nigdzie jechać. Mieli iść do zoo i na lody. Ale Dominika musiała pilnie wyjechać do pracy, więc wszystkie plany się zmieniły. Przełożyli wspólne wyjście na weekend, a mąż z synem, żeby się nie nudzić, postanowili pojechać do dziadków. Dominika nie może sobie tego wybaczyć. Obwinia siebie o to co się stało, bo gdyby została, tamtego dnia nawet nie użyliby samochodu.
Próbowała pracować i myśleć mniej o tym, co się stało, ale nie mogła. Jej syn zawsze i wszędzie był w jej myślach, a w każdym przechodniu widziała swojego męża.
Pewnego dnia będąc na dworcu kolejowym, Dominika zobaczyła młodego chłopaka trzymającego na rękach niespełna roczne dziecko. Chłopiec wyglądał na biednego; miał zniszczone ubrania i głodny wyraz twarzy. Nie mogła po prostu przejść obok nich obojętnie. Kobieta dała mu wszystkie pieniądze, jakie miała. Stanęła nieopodal i obserwowała, co chłopak zrobi z pieniędzmi. Jednak chłopiec ją zaskoczył. Wszedł do sklepu, kupił jedzenie dla niemowlęcia i usiadł na ławce, aby nakarmić dziecko.
Serce Dominiki nie wytrzymało, więc podeszła do niego.
„Jak mogę wam pomóc? Na zewnątrz jest zimno, mieszkam w pobliżu. Proszę, chodź ze mną, zrobię Ci ciepły obiad”.
„Nie ma potrzeby, jakoś sobie poradzimy.”- mruknął chłopak.
„A jak masz na imię?”- upierała się Dominika.
„Olek”.
„Chodź, Olek, idziemy coś zjeść”.
Gdy przyszli do mieszkania Dominiki, Olek opowiedział jej o swoim trudnym losie. Kiedy jego matka zmarła, jego ojczym wyrzucił go i jego brata na ulicę. „Powiedział, że nie będzie utrzymywał nieswoich bachorów. Stwierdził, że jestem już wystarczająco duży, bo mam prawie 18 lat, więc mogę się utrzymać i zająć się bratem.”- westchnął Olek. Dominice zrobiło się go żal. Bez wahania, wzięła chłopców pod swoją opiekę i otoczyła ich troską i miłością.
W przyszłym roku Olek skończy szkołę i marzy, żeby zostać weterynarzem, a młodszy, Maksymilian, zaczął mówić na pełnych obrotach. Jego pierwszym słowem było „mama”. W ten sposób zwracał się do Dominiki, a ona wreszcie poczuła, że jej życie znowu ma sens.