Pamiętam dzień ślubu jakby był zaledwie wczoraj. Zazdroszczę innym pięknych wspomnień, bo mnie pozostały same najgorsze

Już od początku znajomości z moim chłopakiem wiedziałam, że to ten jedyny i chcę z nim być na zawsze. W trakcie jednego z romantycznych spacerów Marek wyciągnął z kieszeni małe czerwone opakowanie i zapytał mnie, czy zechcę zostać jego żoną. Byłam tak szczęśliwa, że z trudem wydusiłam z siebie tak”.

Miesiące mijały, a przygotowania do ślubu trwały w najlepsze. Ja zajmowałam się zorganizowaniem całej oprawy, a mój narzeczony załatwiał formalności. W końcu nadszedł ten wyjątkowy dzień.

Środek lipca, piękna pogoda, na niebie żadnych chmur i wszyscy w szampańskich nastrojach. Czy można było wymarzyć sobie lepszy czas? Od rana nie mogłam usiedzieć w miejscu. Było tak wiele do zrobienia – fryzjer, kosmetyczka i jeszcze spotkanie z rodzicami.

Uroczystość odbywała się w pięknym starym kościele w mojej rodzinnej miejscowości, a po niej wszyscy mieli udać się do domu weselnego. Niestety, zauważyłam wtedy, że z moim przyszłym mężem dzieje się coś złego. Marek przesadził z alkoholem i już przed ceremonią w kościele był delikatnie wstawiony.

Uwierzcie mi, nie wiedziałam co mam robić. Próbowałam go przekonać, by odwołał ślub, ale Marek był nieugięty. Twierdził, że nic mu nie jest i że wszystko będzie dobrze, po prostu z przyjaciółmi chcieli uczcić nasz ślub wcześniej. Nic już nie odpowiedziałam, ale z drążącym sercem przeżyłam całą ceremonię w kościele.

Po wszystkim goście udali się do domu weselnego. My jechaliśmy osobno z naszym świadkiem. W samochodzie powtarzałam mojemu mężowi w kółko, by nie tknął nawet kieliszka więcej. Chciałam abyśmy zapamiętali ten dzień na długo i wspominali go z uśmiechem.

Chyba dotarłam do jego rozsądku, bo naprawdę każdemu odmawiał. A okazji do toastów było wiele, bo przychodzili przyjaciele, wujkowie, a nawet dziadkowie i namawiali, by z nimi się napić. Byłam naprawdę przeszczęśliwa, wszystko udało się tak, jak należy.

Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowany samolot. Kupiliśmy bilety, zarezerwowaliśmy pokój, to miała być nasza podróż poślubna. Skromna i niedaleka, ale nasza, a to było najważniejsze. Ustaliśmy z rodzicami wcześniej, że po północy ze wszystkimi się pożegnamy i pójdziemy wypocząć, by kolejnego dnia nie spóźnić się na samolot.

Kiedy dotarliśmy do domu i już mieliśmy iść spać, mąż zauważył, że nie ma telefonu. Oczywiste było, że został przypadkowo na sali weselnej. Najpierw chcieliśmy, by ktoś nam go przywiózł, ale mąż stwierdził, że nie ma potrzeby nikogo fatygować, on zamówi taksówkę i lada moment wróci.

Chciałam na niego zaczekać, ale nawet nie spostrzegłam, jak zasnęłam. Obudził mnie budzik o 7:00 rano. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było męża. Wpadłam w przerażenie, zaczęłam do niego wydzwaniać, ale nie odbierał. I wtedy zobaczyłam wiadomość od mamy – okazało się, że mój mąż zamiast zabrać telefon i wrócić do mnie, postanowił wynagrodzić sobie trzeźwe wesele i wpadł w szał świętowania. Nikomu nie odmawiał, a prośby rodziców, by pojechał już do domu, całkowicie zbywał. Nad ranem zabrali go do siebie, bo ledwo stał na nogach, nie chcieli bym oglądała go w takim stanie.

Nasza podróż poślubna zmarnowała się. Nigdzie nie pojechaliśmy, bo mój mąż trzeźwiał. Minęło już kilka miesięcy, ale ja nadal noszę żal w sercu. Nie tak miał wyglądać nasz najważniejszy w życiu dzień i życie po nim.

Oceń artykuł
TwojaCena
Pamiętam dzień ślubu jakby był zaledwie wczoraj. Zazdroszczę innym pięknych wspomnień, bo mnie pozostały same najgorsze