Mojego narzeczonego poznałam, kiedy studiowałam. Na drugim roku wzięłam udział w wolontariacie, który polegał na odwiedzaniu dzieci z domu dziecka i pomocy im z nauką. Tam właśnie spotkałam po raz pierwszy Grześka – był wychowankiem w domu dziecka, za pół roku miał mieć osiemnaste urodziny.
Początkowo nie zwracałam na niego uwagi, ale on za każdym razem kręcił się w pobliżu i zabiegał o moją uwagę. Nie wiem jak to się stało, bo kiedy większość moich koleżanek myślała o chłopakach, w mojej głowie była jedynie nauka. Ale Grzesiek był taki uczynny i pomocny, zaczęłam się nim z każdą wizytą interesować coraz bardziej. Tak, że zaczęliśmy się po czterech miesiącach spotykać.
Grzesiek po osiągnięciu pełnoletności musiał wyprowadzić się z domu dziecka, nie wiedział gdzie pójść. Nie chciał studiować, myślał jedynie o pracy. Tak dużo opowiadał mi o tym, jak jest mu trudno, że pewnego razu nie zastanawiając się i nawet nie dając sobie czasu na rozmowę z rodzicami, od razu zaproponowałam mu, by ze mną zamieszkał.
Rodzice jak tylko zaczęłam studia, wynajęli i opłacali mi małą kawalerkę. Nie było tam dużo miejsca, ale chciałam pomóc mojemu chłopakowi. W tajemnicy przed całą rodziną dałam mu schronienie. Przez wiele miesięcy pracował tylko dorywczo, tak naprawdę utrzymywałam naszą dwójkę sama. Ja, a w zasadzie moi rodzice, płacili za jedzenie, rachunki… Nawet sama nie kupowałam ubrań dla siebie, tylko oddałam mu pieniądze na nowego laptopa i zapłaciłam za kurs prawa jazdy.
Było mi ciężko, ale miałam zaślepione oczy, nie dostrzegałam, że mam w mieszkaniu utrzymanka…
Niespełna kilka miesięcy później oświadczył mi się i wtedy przedstawiłam go rodzicom. Byli mną okrutnie zawiedzeni, mama miała łzy w oczach. Nie mogli uwierzyć, że za wszystko płacili, a ja nawet nie powiedziałam im, że od takiego czasu mieszkam z chłopakiem. Tata stwierdził krótko, żebym zakończyła ten związek – nie podobało mu się, że narzeczony był ode mnie młodszy i traktował mnie niczym matkę, która za wszystko zapłaci, ugotuje i posprząta.
Odcięłam się od nich, nie chciałam z nimi mieć nic wspólnego, więc oni w rewanżu przestali wysyłać mi przelewy. Musieliśmy radzić sobie sami, ale Grzesiek w ogóle nie przyjmował tego do wiadomości. Kazał mi rzucić studia i znaleźć pracę, a kiedy wszystkie oszczędności się skończyły, po prostu zniknął. Nie odbierał ode mnie telefonów, a znajomym opowiadał, że jestem jakąś wariatką, która nie daje mu spokoju.
Nie umiem spojrzeć w oczy rodzicom ani wybaczyć sobie. Jak mogłam dać się tak oszukać?