Razem z mężem mieliśmy pięcioro dzieci. Marta jest najstarsza, po niej jest jeszcze czworo. Oczywiście zawsze prosiłam ją o pomoc przy młodszych dzieciakach. Córka jest mężatką od 5 lat. Wyszła za mąż, gdy miała dwadzieścia lat, nadal nie ma dzieci. Na początku podejrzewałam, że nie mogą ich mieć, ale ona powiedziała mi, że ich zdrowie jest w porządku. Marta uznała, że to nie jest moje zmartwienie i zakończyła rozmowę. Córka i zięć ciągle wyjeżdżają do kurortów, kupili psa, samochód, wyremontowali mieszkanie. Są w odpowiednim wieku i skoro oboje cieszą się doskonałym zdrowiem, oraz nie mają problemów finansowych, to moim zdaniem, nadszedł czas na dziecko. Powiedziałam córce:
– Już najwyższy czas, żebyście mieli potomstwo.
– Ja i mój mąż wcale nie chcemy mieć dzieci. Nie potrzebujemy ich – odpowiedziała Marta.
Byłam w szoku i zaczęłam kontynuować rozmowę:
– Później będziecie chcieli mieć dziecko, ale będzie za późno.
– Nie chcę! Pilnowanie dzieci, kąpanie, spacery, prowadzenie do przedszkola, potem do szkoły, odrabianie z nimi lekcji, nie, to nie dla mnie! Zawsze musiałam sie zajmować młodszym rodzeństwem, bo byłam starsza. Jednak odkąd skończyłam dwanaście lat, miałam już dość tego macierzyństwa. Co ja wiem o szczęśliwym dzieciństwie? Nic! Nawet nie dostałam jednej rzeczy z domu, gdy się wyprowadziłam, bo była jeszcze czwórka na utrzymaniu. Nie musieliście mieć pięcioro dzieci, dwoje by wystarczyło. Któremu z nas byłabyś w stanie mamo zapewnić choć trochę warunków startowych? Żadnemu!. Wszystkiego musiałam dorobić się sama – złościła się Marta.
Jak mam teraz rozmawiać z córką, porozumieć się z nią, skoro ona nas nienawidzi za swoje dzieciństwo?