Od dwóch lat mieszkamy razem z mężem i teściową w ich rodzinnym domu na obrzeżach Lublina. Nie było nas stać na własne mieszkanie zaraz po ślubie, a teściowa bardzo nalegała, chciała nawet odstąpić nam całe piętro.
Nie powiem, że byłam zachwycona tym pomysłem, ale ona i mąż tak mnie namawiali, że stałam pod ścianą, nie miałam wyboru. Nie płacimy czynszu, dokładamy się jedynie do rachunków, a dużą część pensji odkładamy na przyszłość.
Los się do nas jednak uśmiechnął. Mąż przyszedł tydzień temu z pracy z informacją, że szef chce zaproponować mu awans. Miałby więcej obowiązków, to oczywiste, ale jego zarobki byłyby dwa razy większe. Jak można nie zgodzić się na taką szansę? Ludzie marzą o tym latami, a mojemu mężowi się poszczęściło.
Tylko co z tego, jak teściowa wkroczyła do akcji, gdy tylko o tym usłyszała. Nie daje nam żyć, ciągle biega za synem i próbuje wybić mu z głowy awans. Oboje zarabiamy niewiele i teściową doskonale wie, że nie stać nas na wyprowadzkę. Bezczelnie to wykorzystuje i jeszcze na każdym kroku nie daje zapomnieć, jaka jest dobrotliwa i łaskawa, że dała nam kąt w swoim domu. A teraz, gdy jest możliwość, byśmy zarobili na coś własnego, ona nawet nie przyjmuje tego do wiadomości.
A co robi mój mąż? Oczywiście, że słucha matki. Jak na początku był zadowolony z takiego wyróżnienia, tak teraz mówi, że nie chce brać na siebie tylu nadgodzin i dodatkowej odpowiedzialności. Ledwo, co dowiedział się o tej możliwości, a już jest pewien, że chce zrezygnować.
Mam tego naprawdę dość, jestem zrozpaczona. Czy całe życie mamy mieszkać z teściową? Nie jest złą kobietą, zawsze jakoś się dogadywałyśmy, ale uważam, że powinniśmy żyć własnym życiem, a nie pod jej pantoflem. Tylko jak mam przekonać męża?