Po zaledwie roku małżeństwa, mój mąż postanowił zostawić mnie i naszego małego synka. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia, musiałam się podnieść i ułożyć sobie życie na nowo. Z determinacją w sercu, poszłam do przodu, starając się stworzyć lepsze jutro dla nas obojga. Znalazłam dobrą pracę, co było dla mnie wielkim osiągnięciem, lecz nadal pozostał jeden problem – nie miałam z kim zostawić syna w soboty.
Pewnego dnia, zdecydowałam się pójść do byłego męża i poprosić go o pomoc. Byłam przekonana, że choć nasze małżeństwo było burzliwe i nieudane, zechce spędzić trochę czasu z synem. Opowiedziałam mu o swojej sytuacji, prosząc, aby został z naszym dzieckiem w soboty, gdy będę w pracy. Spojrzał na mnie spokojnym, chłodnym wzrokiem i odmówił, jakby to było oczywiste, że nie pomoże mi. Jego słowa zabolały mnie jak nóż w serce:
– Dlaczego ja mam niańczyć syna zamiast Ciebie?
Przez chwilę, nie byłam w stanie znaleźć odpowiednich słów. Potem jednak zebrałam się w sobie, nabrałam powietrza i zrobiłam wydech. Przypomniałam mu, że jako rodzice mamy równe prawa i obowiązki, a on także powinien wychowywać nasze dziecko i poświęcać mu swój czas. Niestety, jego odpowiedź była równie zimna i bezduszna:
– Muszę płacić alimenty, ale nie muszę poświęcać dla niego czasu. Mam wystarczająco dużo zmartwień bez niego, jedyne czego potrzebuję to dziecko na głowie.
Moje serce pękło na pół, gdy usłyszałam te słowa. Nasze małżeństwo było krótkie i kłótliwe, ale nigdy nie przypuszczałam, że mąż zdecyduje się na rozwód nie tylko ze mną, ale także z naszym synkiem. Zrozumiałam, że nie mogę na nim polegać ani liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
Ostatnio, kiedy mój syn niespodziewanie zachorował, cały ciężar opieki nad nim spadł na moje barki. Gorączka rosła, trzeba było szybko jechać do lekarza. W desperacji zadzwoniłam do byłego męża, z nadzieją, że tym razem zdecyduje się nam pomóc. Przez telefon, jego głos był obojętny:
– Jest już późno, nie będę szedł niewyspany do pracy. Poradź sobie sama.
I tak pojechałam taksówką. Nie było wyjścia. Czekałam bez wieści w poczekałam przez godzinę, modliłam się tylko o zdrowie dla syna.
Teraz muszę radzić sobie sama. Nie mam w nikim oparcia i każdego dnia próbuję znaleźć siłę, aby iść naprzód, wspierając swoje dziecko najlepiej, jak potrafię. Choć ból i smutek są ze mną każdego dnia, wiem, że muszę być silna dla mojego synka, który zasługuje na lepsze. Wiem, że nie mogę się poddać, ale to jest tak trudne, czasem brak mi sił. Nie mam już rodziców, przyjaciele mają swoje rodziny – jestem tylko ja i syn, nikogo więcej nie mamy. To uczucie opuszczenia i braku wsparcia jest niemal nie do zniesienia.