Mam 26lat. Od trzech lat pracuje jako pielęgniarka w pobliskim szpitalu. Specyfiką mojego zawodu jest trzy zmianowy system pracy. Często pracuję na nocne zmiany, więc po powrocie do domu idę spać. Mam cudownych sąsiadów, bardzo wyrozumiałych. Szybko nawiązałam z nimi dobry kontakt. Moi sąsiedzi starają się nie hałasować na klatce schodowej w te dni, gdy wiedzą, że wróciłam z nocki.
Na przeciwko mnie mieszka Krysia z córką. Krysia do niedawna pracowała pobliskiej bibliotece, obecnie nie pracuje, sama wychowuje pięcioletnią córkę Hanię.
Pewnego razu, gdy wracałam ze sklepu na skwerku przed blokiem spotkałam Krysię. Wracała z Hanią ze spaceru. Wracając razem do bloku rozmawiałyśmy właściwie o wszystkim i o niczym, takie babskie pogaduchy. Przed drzwiami swojego mieszkania Krysia zaproponowała herbatę.
– O! To świetnie się składa. To może wstąpicie do mnie. Dziś mam wolne więc rano upiekłam sernik.
Krysia z uśmiechem przystała na moją propozycję. Usiadłyśmy w kuchni, nałożyłam wszystkim po kawałku ciasta i wstałam, żeby nastawić wodę na herbatę.
Gdy wróciłam do stołu oniemiałam z wrażenia. Hania jadła jakby w życiu nie widziała ciasta. Obiema rękami napychała sobie buzię moim kawałkiem sernika, swój pochłonęła dosłownie w ułamku sekundy. Nie. Nie żałowałam jej jedzenia, ale moim zdaniem, pięciolatka powinna umieć zachować się przy stole.
Krysia nie widziała problemu i rozanielonym wzrokiem patrzyła, jak Hania sięga po kolejną porcję ciasta. Pijąc herbatę pomyślałam, że sąsiadka powinna nauczyć córkę podstaw dobrego wychowania.
Ta wizyta stała się początkiem mojego utrapienia. Od tego dnia Krysia codziennie, jak tylko usłyszała klucz w moim zamku, przychodziła do mojego mieszkania. Byłam zbyt dobrze wychowana, żeby protestować. Nie ważne, że wracałam po nocy i chciałam spać, musiałam wysłuchać tego, co miała mi do powiedzenia. W czasie, gdy rozmawiałyśmy, Hania plądrowała moją kuchnię. Te ciągle wizyty stały się dla mnie bardzo męczące, ale wstydziłam się cokolwiek im powiedzieć, żeby nie wyjść na skąpiradło.
Ale wczoraj miarka się przebrała, powiedziałam kilka słów Krysi. Wszystko zaczęło się od tego, że jak zwykle sąsiadka z córką weszły do mojego mieszkania i zaczęła rozmowę. Słuchałam jednym uchem, bo szykowałam się do wyjścia. Moja mama miała dziś urodziny i urządzała małe przyjęcie. Prezent miałam już zapakowany, tort odebrany z cukierni stał na stole. Poszłam do łazienki poprawić makijaż. Gdy wróciłam, wszystko się we mnie zagotowało ze złości. Krysia coś tam dalej mówiła, ale tort… tort był zniszczony. Hania stała przy stole i ręką zgarniała krem z ciasta. Sąsiadka stała jakby nic się nie działo. Nie wytrzymałam i w nerwach powiedziałam kilka słów na temat wychowania jej dziecka.
No cóż. Krysia także powiedziała mi kilka przykrych słów i obrażona wyszła.
Czy postąpiłam słusznie zwracając jej uwagę?