Kiedy teściowa trafiła do szpitala, codziennie przynosiłam jej jedzenie w pojemnikach, tak aby było ciepłe. Helena była wybredna: to jedzenie wystygło, to czegoś nie lubiła, to za mało soli. Uważałam, że moim obowiązkiem jest pomóc jej, jednak kiedy sama trafiłam do szpitala, nikt do mnie nie przyszedł.

-Mieszkaliśmy razem 3 lata.- mówi Łucja- mieliśmy plany, marzenia. Było mi bardzo ciężko dostosować się do matki mojego męża Radka.

-Nie chciałam tak żyć – kontynuowała Łucja- nie miałam też innego wyboru. Musiałam albo żyć jakoś z miesiąca na miesiąc, albo zamieszkać z teściową i zaoszczędzić pieniądze na zakup mieszkania. Myśleliśmy aby wziąć kredyt, nawet zbieraliśmy oszczędności na wkład własny.

Łucja miała 26 lat, kiedy wyszła za mąż. Radek był jej rówieśnikiem. Kobieta starała się być wdzięczna teściowej za okazaną pomoc, jednak czasami musiała mocno zaciskać zęby aby przetrwać jej złośliwości.

-Nie przyprowadzajcie gości, ani nie rozmawiajcie pełnym głosem. Nie jesteście u siebie. – mówiła Helena- Nie spieszcie się z dziećmi. Zamieszkacie w swoim mieszkaniu, wtedy będziecie o tym myśleć. Jestem stara, nie mam sił pilnować wnuków, potrzebuję spokoju. Dokuczają mi różne choroby, a dzieci to ciągły hałas, zgiełk.

-Miała pełne prawo tak mówić, przecież to było jej mieszkanie.- wzdychała Łucja.

Pewnego dnia matka Radka trafiła do szpitala. Było to niemałe wyzwanie dla Łucji, gdyż mąż pracował do późna, a Helena kategorycznie odmawiała jedzenia szpitalnych posiłków.

-Rano, przed pracą, biegłam do szpitala z pojemnikiem owiniętym folią aluminiową, aby jedzenie nie wystygło. Wieczorem zaś, po pracy, spieszyłam się aby zanieść jej kolację.- mówi Łucja- A teściowa wciąż narzekała: to jedzenie wystygło, to czegoś nie lubiła, to za mało soli. Usiłowałam bohatersko tolerować jej zachowanie. Niedługo później sama trafiłam do szpitala.

Myślicie, że ktokolwiek do mnie przychodził? Nosił jedzenie? Albo chociażby odwiedzał? Mąż i teściowa udawali non stop, że są bardzo zajęci. Ona- na emeryturze, a on- ograniczał się do dzwonienia w weekendy. Teściowa mówiła, abym kupiła sobie coś w kiosku, a Radek, kiedy w końcu mnie odwiedził, przynosił mi jabłka. Tak wyglądała ich troska.

-Niech twoja mama Ci pomoże.- wymigiwała się teściowa.

Tak, mam mamę, która mieszka 100 kilometrów od nas. Mąż i teściowa byli w pobliżu, ale nie mieli czasu przyjść do mnie. Mąż nie miał poczucia winy:

-Mam pracować cały dzień, a później gotować i przynosić Ci barszcz?! Mama nie ma takiego obowiązku, nie jesteś jej córką.

W końcu zdecydowałam, że nie mogę tak dalej żyć. Myśli o rozwodzie coraz częściej gościły w mojej głowie.

-Chyba zwariowałaś, chcesz się rozstać dlatego, że nie nosiliśmy Ci ciepłego jedzenia?- oburzała się teściowa.

-Nie chodzi o jedzenie. I tak Mama tego nie zrozumie.

Oceń artykuł
TwojaCena
Kiedy teściowa trafiła do szpitala, codziennie przynosiłam jej jedzenie w pojemnikach, tak aby było ciepłe. Helena była wybredna: to jedzenie wystygło, to czegoś nie lubiła, to za mało soli. Uważałam, że moim obowiązkiem jest pomóc jej, jednak kiedy sama trafiłam do szpitala, nikt do mnie nie przyszedł.