– Jakże zmęczona jestem tym wszystkim! Gdyby choć raz coś się zmieniło – pomyślała z irytacją Irena. I wszechświat ją usłyszał!

Każdej nocy, zasypiając, Irena była pewna:

– Jutro będzie nowy dzień.

Ale nadszedł ranek i wszystko zaczęło się od nowa, jakby ktoś odpalił stary gramofon i nie mógł przestać, więc raz za razem przewija się ta sama melodia.

Budzik. Świadomość powoli powraca. Chciałaby wrócić spać, ale obowiązki nie zaczekają.

Pije kawę, idzie na spacer z psem. Na ulicy jest ciemno i wilgotno – jesień nieubłaganie wkracza w życie.

Niespokojny jamnik nosi się jak szaleniec, wpychając nos we wszystkie doły i szczeliny. Szuka czegoś – taka jest jego natura.

– Toffik, do domu! – krzyczy opiekunka.

Ale mądre zwierzę udaje, że nie słyszy.

– Dobrze, pobiegnijmy trochę – postanawia Irina. – Jest jeszcze czas.

Wracają do domu, myją mu łapy. Konieczne jest karmienie. Do miski wlewa wodę i karmę, a Toffik z apetytem pochłania wszystko, do ostatniego okrucha.

– Tak, nakarmiłam jednego, inni wkrótce się obudzą. Czas upiec naleśniki. Później zajmę się sobą – z tymi myślami Irena przygotowała ciasto, wkładając całą swoją energię, by nie było w nim grudek.

– Pierwszy do kosza.

Na patelni z syczącą rozkoszą jednorodna masa zdradziecko przyklejała się do dna.

– No, jak zawsze – Irena prawie płakała, skrobiąc ciasto. – Mówią prawdę: „Pierwszy naleśnik zawsze jest bezużyteczny!

Dalszy proces przebiega jak w zegarku.

W kuchni pojawia się zaspany mężczyzna, całuje ją w policzek:

– Dzień dobry.

– Dzień dobry, Kochanie.

Syn biegnie za ojcem i rzuca niezadowolony:

– Znowu naleśniki?

Dla Ciebie owsianka – matka odpowiada w jednej chwili.

– Zjedz szybkie śniadanie, wszystkim się spieszy.

Mężczyźni wychodzą, a Irena ma bardzo mało czasu na posprzątanie stołu, umycie naczyń, uporządkowanie. Robi to wszystko mechanicznie i szybko, jak na autopilocie.

Jedzie autobusem i jak zwykle siedzi przy oknie. Jazda zajmuje jej dwadzieścia minut. Kobieta spogląda na miasto pogrążone w jesiennej mgle, która pojawia się za oknem, po czym kieruje wzrok na pasażerów. Jakie ponure twarze! Nawet u dzieci. Wydaje się, że są zabierani do ciężkiej pracy.

Na następnym przystanku wchodzi kobieta z dzieckiem. Dzieciak krzyczy, a matka uspokaja go, obiecuje, że w weekend zabierze go do zoo. Dzwoni czyjś telefon, a cały autobus słucha typowych odpowiedzi:

– Jestem w autobusie.

Jadę do pracy.

– Tak, już dostał.

– Dobrze, zadzwonię później.

Dojechali do miejsca docelowego. Irena prawie biegnie ulicą, głośno stukając obcasami. Do rozpoczęcia pracy zostało pięć minut.

– Dzień dobry wszystkim! – mówi głośno, wchodząc do biura.

– Wątpię w to, że będzie dobry – Aleksander odpowiada i natychmiast wybucha uśmiechem:

– Kolego, wypij lepiej kawę!

Rozpoczął się dzień pracy. Nie różni się od poprzednich: zamówienia, faktury, podsumowania.

Przerwa na lunch. Wszyscy udają się do stołówki, znajdującej się na parterze. Teraz zamówią ten sam posiłek i zaczną rozmawiać o niczym.

Dzień pracy się skończył, choć wydawało się, że nie ma końca. Teraz do sklepu i na autobus. Zwykły supermarket. Irena automatycznie wrzuca do koszyka standardowy zestaw produktów.

Wraca do domu nie myśląc o niczym, czuje w sobie absolutną próżnię.

Zmieniła ubranie. Chce usiąść i obejrzeć film, ale musi ugotować obiad na jutro, bo inaczej będzie musiała wstawać o piątej rano.

Mężczyzna usiadł przy monitorze komputera, a syn odrabia lekcje. Nikt nie ma siły ani chęci do rozmowy.

– Jakże zmęczona jestem tym wszystkim! Gdyby choć raz coś się zmieniło – pomyślała z irytacją Irena.

I wszechświat ją usłyszał!

Rano Toffik pobiegł za czyimś psem, nadepnął na coś ostrego i zranił łapę. Musiała iść z nim do weterynarza. Jej mąż i syn zjedli śniadanie we własnym zakresie.

Autobus, którym Irena miała jechać, nagle zepsuł się w bardzo odległym od pracy miejscu. Musiała przejść prawie kilometr w deszczu, aby dostać się do następnego przystanku.

Szef ogłosił, że musi zwolnić trzy osoby, a Irena zobaczyła swoje nazwisko na wypowiedzeniu. Była strasznie zdenerwowana i poszła płakać do koleżanki. A ona, usiłując zmienić temat, dolała oliwy do ognia. Powiedziała, że ​​widziała męża Ireny z inną kobietą.

Na prośbę kobiety wszystko tak szybko się zmieniło, więc uważajcie na swoje życzenia!

Oceń artykuł
TwojaCena
– Jakże zmęczona jestem tym wszystkim! Gdyby choć raz coś się zmieniło – pomyślała z irytacją Irena. I wszechświat ją usłyszał!