Niedawno byłam świadkiem pewnej sytuacji w supermarkecie. Była ona jednocześnie przykra i wspaniała.
Przede mną do kasy stało trzech klientów: matka z chłopczykiem w wieku około sześciu lat i starsza pani. Kobieta, która była z synem, kupiła niewiele rzeczy: kilka jabłek, cukierki, dwa jogurty i bochenek chleba. Zapakowała zakupy w trzy małe torby. Dwie z nich oddała synowi, a jedną wzięła sama. Starsza kobieta, która stała w kolejce za nimi, myślała, że dziecko weźmie torby tylko na chwilę, dopóki matka nie zapłaci i nie schowa reszty pieniędzy do portfela. Ale tak się nie stało. Jak stali, tak ruszyli do wyjścia.
Starsza kobieta wyraziła swój komentarz na całą salę: „Co z Ciebie za matka. Sama idzie z pustymi rękami, a dziecko dźwiga dwie siaty. On jest jeszcze mały.”
Zrobiło mi się przykro. Dlaczego ktoś ingeruje w sprawę wychowania dzieci obcej osoby.
Młoda matka wróciła i powiedziała: ” Chce wychować syna na osobę, która będzie w stanie pomagać innym. Na człowieka, który mógłby pomóc pani zanieść zakupy do domu, otworzyć drzwi lub podać rękę przy wyjściu z autobusu. Rozumiem, że w naszym społeczeństwie to rzadkość, ale trzeba uczyć dobra od wczesnego dzieciństwa.”
W głębi serca stałam i biłam jej brawo! Podziwiam postawę tej młodej mamy.
Dobroci trzeba uczyć od najmłodszych lat. Byłam pod wrażeniem postawy młodej matki, która została skrytykowana przez starszą panią w sklepie.
