Bratowa wzięła do siebie nasz prezent ślubny.

Kiedy z mężem wzięliśmy ślub, dostaliśmy nową pralkę. To był najdroższy prezent. Moi bracia urządzili zbiórkę, aby nas uszczęśliwić tym zakupem.

Po ślubie przenieśliśmy się do wynajętego mieszkania. Moi bracia mieszkali niedaleko, więc często spotykaliśmy się z ich żonami, ale nasze stosunki były napięte.

Olga, żona starszego brata, była bardzo gadatliwa, ale nieszkodliwa. Ludmiła natomiast była tajemnicza: zdystansowana, wycofana, milcząca. Rzadko bywaliśmy u siebie w domu, ale ich dzieci często nas odwiedzały, zwłaszcza dzieci Ludmiły, 6-letni syn i 4-letnia córka.

Przychodziły bez zapowiedzi, same otwierały drzwi i zabierały, co chciały. W młodości byłam bardzo nieśmiała – bałam się nawet odezwać do nich słowem.

Po urodzeniu córki sytuacja uległa pogorszeniu. Żyliśmy bardzo skromnie, na wszystkim musieliśmy oszczędzać. Kupowałam ciastka, owoce i mięso dla córki, a sami z mężem jadaliśmy tańsze produkty.

Dzieci moich braci nie wstydziły się przeszukiwać wszystkich szuflad i szukać dookoła. Oczywiście częstowałam je, ale nie mogły się nasycić, chciały zabrać wszystko. Moi rodzice nauczyli mnie w dzieciństwie, żeby nie brać od gości niczego bez pytania, ale u dzieci moich braci trudno było zauważyć choć odrobinę dyscypliny.

Kiedy zdałam sobie sprawę, że rozmowa nie rozwiąże problemu, zaczęłam zamykać drzwi na klucz. Potrafiły godzinami pukać – wtedy mojemu mężowi skończyła się cierpliwość, okrzyczał ich i odwiedziny się skończyły.

Pewnego dnia gotowałam obiad, a Ludmiła weszła bez pukania. Nawet się nie przywitała, tylko od razu zapytała:

– Gdzie jest pralka?

– W łazience – odpowiedziałam w pośpiechu.

– Moja się zepsuła, więc wezmę Twoją. Mój mąż zamiast kupić nową dla nas, kupił ją Tobie, a więc ją konfiskuję!

– Nie tylko Twój mąż mi ją dał. Wszyscy bracia się do tego przyczynili.

– Nie obchodzi mnie, kto przekazał pieniądze. Nikt mnie nie pytał, nie zgodziłam się. Jak mam zrobić pranie, rękami? Zabierz stamtąd szybko swoje pranie.

Zaczęłam wszystko wyrywać i płakać ze stresu. Nawet nie zwróciła na to uwagi, spakowała do bagażnika pralkę i wyszła.

Po kilku dniach poprosiłam o zwrot pralki, ale w odpowiedzi otrzymałam kategoryczne „nie”. Miałam dość bratowej. Postanowiłam porozmawiać z mężem, a on natychmiast udał się do mojego brata. Długo rozmawiali, wrócił i powiedział:

– Ludmiła najwyraźniej się nie zmieniła. Już przed ślubem doprowadzała mnie do złości. Ale nie martw się o pralkę, Twój brat obiecał nową.

Dotrzymał obietnicy, jednak przyniósł pralkę Franię, a nie nowoczesną. Przeprosił za żonę, ale nie mógł nic poradzić na jej zachowanie.

Od tego czasu nie rozmawiałam z nią, chociaż minęło wiele lat. Jest samotna i zawsze niezadowolona, nie ma nawet przyjaciół przez taki głupi charakter. Próbowała nawiązać ze mną kontakt, zaprosiła mnie w odwiedziny, ale wciąż żywi urazę i żal.

Z wiekiem bratowa trochę się zmieniła, stała się mądrzejsza, czy coś. Zdała sobie sprawę, że bez przyjaciół i krewnych trudno jest przetrwać na tym świecie. Nie odsuwam się od niej, ale też nie pozwalam do siebie zbliżyć.

Nasze dzieci dorosły, rozmawiają ze sobą, ale bratanica jest kopią Ludmiły z młodości. Generalnie genetyka to genetyka, trudno od niej uciec.

Oceń artykuł
TwojaCena
Bratowa wzięła do siebie nasz prezent ślubny.