Każdy, kogo znam, miał w swoim życiu sytuację, kiedy próbowano go z kimś umówić. Mnie samej też się to przytrafiło. Moja babcia była niezwykle tradycyjną i rodzinną kobietą, więc nie mogła znieść tego, że w wieku dwudziestu trzech lat nie mam jeszcze narzeczonego. Potrafiła do mnie dzwonić nawet co tydzień i pytać, czy kogoś poznałam. Nie będę ukrywała, miałam tego dość, ale z drugiej strony, to było momentami urocze. Moja babcia to kochana kobieta i wiem, że robiła to wszystko tylko po to, by zapewnić mi szczęście.
Któregoś razu, kiedy po raz kolejny powiedziałam, że z nikim się nie umawiam, ona na pożegnanie zapewniła mnie, że uruchomi swoje wszystkie kontakty i znajdzie mi wspaniałego męża.
Uśmiechnęłam się tylko i wróciłam do swoich zajęć. Jednak nie minął nawet tydzień, a babcia zadzwoniła z dobrą nowiną: „Mam dla Ciebie idealnego kandydata. Musisz się z nim umówić!”. Oczywiście zbyłam ją, usprawiedliwiając się wieloma obowiązkami i brakiem czasu, ale babcia to uparta kobieta i dzwoniła co dwa dni, aż wreszcie wsiadła w autobus i sama przyjechała.
Tak wiele opowiadała o tym mężczyźnie – wykształcony młody człowiek, inżynier, pochodził z dobrej, pobożnej rodziny, a i na babci oko zdawał się być bardzo przystojny. Cóż, nie miałam wyjścia. Zgodziłam się na spotkanie, a babcia była przeszczęśliwa, aż tryskała energią i podobno zaraz jak wyszła, zadzwoniła do mojej mamy, że ma szykować się na ślub.
Mieliśmy spotkać się w kawiarni w mojej rodzinnej miejscowości, wszystko ustaliła babcia. Przyszłam na miejsce dziesięć minut wcześniej, założyłam skromną, acz ładną sukienkę i delikatnie się umalowałam. Byłam całkowicie nastawiona na koleżeńskie miłe spotkanie, nic więcej. Ale gdy tylko zobaczyłam siedzącego przy stoliku dżentelmena, od razu zapomniałam, z jakim nastawieniem przyszłam i podobnie jak babcia już oczyma wyobraźni widziałam go jako mojego narzeczonego.
Rozmowa też była czarująca. Czułam się tak, jakbyśmy znali się od lat. Mieliśmy podobne zainteresowania, czytaliśmy nawet te same książki. Czar jednak prysł, kiedy zapytałam, jak to możliwe, że nie ma dziewczyny i dlaczego zgodził się na randkę zorganizowaną przez nasze babcie?
Wtedy zaśmiał się cicho i rzucił, tak jakby było to oczywiste od początku, że wcale nie spieszy się do związku, a już nie wspominając o małżeństwie. Jest młody i chce korzystać z życia – chodzić na randki, poznawać nowe dziewczyny, czuć się wolnym. Jedyny związek, jaki wchodzi w grę, to taki bez zobowiązań.
Spotkanie zakończyło się niepowodzeniem, spędziliśmy jedynie miło czas, nie wymieniliśmy się nawet kontaktami.
Babcia nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Od tamtej pory nawet nie porusza tematu chłopaków, najpewniej jeszcze nie wyszła z szoku albo nie może pogodzić się z tym, że jej idealny kandydat na męża okazał się casanową.