Wszystko zaczęło się późnym wieczorem w Wigilię. Obudziłem się z dobrym nastrojem, to miała być pierwsza Wigilia spędzona z moją żoną i jej rodziną. Żona od tygodnia ćwiczyła przepisy i sprzątała dom, tak bardzo zależało jej, by wszystko wyszło idealnie. Rodzina żony to bardzo tradycyjni ludzie, dla nich wspólny czas w taki dzień to świętość.
Kiedy moi teściowie przyjechali, żona zaczęła ostatnie przygotowania. Na stole czekało już mnóstwo pyszności, a choinka była przepięknie udekorowana. Byłem naprawdę szczęśliwy i wypełniony radością, ale to szybko się zmieniło, kiedy otrzymałem telefon od swojego przyjaciela. Marek w zdenerwowaniu opowiedział mi, że zakopał się autem w śniegu, a z pomocą nie może przyjechać nikt z jego rodziny ani przyjaciół. Od razu wiedziałem, że muszę pomóc.
Szybko poszedłem do żony i poprosiłem o zrozumienie, ale ona była rozczarowana. Nie chciała, abym zostawił ją samą w tak ważnym dniu. Denerwowała się, że jej rodzina odbierze to jako lekceważenie ich przyjazdu. Byłem pewien, że zrozumieją, powinni wiedzieć, że pomoc drugiemu człowiekowi jest ważna, szczególnie w taki dzień nikt nie powinien zostać sam z problemami.
Po kilku godzinach pracy udało się wyciągnąć samochód ze śniegu. Byłem zmęczony i przemarznięty, ale też zadowolony, że pomogłem. Nie przypuszczałem jednak, że moja decyzja doprowadzi do tego, że wybuchnie konflikt.
Kiedy tylko wszedłem do domu, zobaczyłem, że na twarzy teściowej nie ma uśmiechu, tylko gniew i rozczarowanie. Kiedy próbowałem wytłumaczyć swoją decyzję, ona od razu przerwała i stwierdziła, że to tylko wymówka. Do dziś jestem traktowany, jak czarna owca w tej rodzinie, bo wolałem pomóc przyjacielowi niż siedzieć przy stole z teściami. Nie mogę pojąć, jak ludzie, którzy zawsze tak wiele mówią o pomocy bliźniemu, teraz patrzą na mnie z nienawiścią, bo chciałem być po prostu dobrym człowiekiem.