Mam sąsiadkę o imieniu Alina. Ma 48 lat i trójkę dorosłych dzieci. Jeszcze do niedawna tworzyła z nimi i z mężem przykładną rodzinę – tak wyglądało to z zewnątrz. Wiem, jednak że nie do końca tak było. Często żaliła mi się, że jej mąż nie chce się rozwijać, pracuje wciąż w jednym miejscu i nawet nie myśli o awansie, a sąsiadkę to denerwowało.
Alina jest bardzo towarzyską, wesołą, pełną werwy kobietą – nie da się z nią nudzić. Nic dziwnego, że chciała u swojego boku równie energicznego mężczyzny. Jej mąż Marek ani myślał o wspólnych wyjściach do znajomych czy wycieczkach. Po pracy zasiadał przed telewizorem albo majsterkował w garażu.
Oczywiście nie mogę powiedzieć o nim złego słowa – wychował dzieci na porządnych ludzi, pomógł im wiele, był po prostu spokojnym, uczynnym mężem i ojcem.
Tylko co z tego… Sąsiadka dostała refundację na wyjazd do sanatorium i cieszyła się jak nastolatka. Opowiadała mi, że całymi dniami chodziła na zabiegi, a wieczorami przebierała nogami na potańcówkach. Pewnego razu podszedł do niej sympatycznie wyglądający mężczyzna. Podobno przetańczyli całą noc, a on później odprowadził ją do pokoju.
Przed snem wysłał jej nawet wiadomość z pozdrowieniami i podziękowaniem za udany wieczór. Sąsiadka była zachwycona, swojego męża nie potrafiła wyciągnąć nawet na grilla, a co dopiero na parkiet.
Następnego dnia spotkali się ponownie, ale tym razem mężczyzna opowiadał o swojej dochodowej firmie, drogim samochodzie i porządnej sumie w banku.
Trudno mi pojąć, że Alina dała się tak nabrać na te bajeczki. Dorosła kobieta, matka trójki dzieci, a tak łatwowierna…
Później zaprosił ją na wystawną kolację, zamówił do stolika nawet świece. Alina wystroiła się, ubrała elegancką sukienkę, po raz pierwszy od lat mogła sobie na to pozwolić. A mężczyzna… Cóż, obiecywał jej złote góry. Zapraszał do siebie, prosił by zostawiła męża i cieszyła się z nim życiem.
I tak po powrocie do domu Alina rzuciła mężowi papiery rozwodowe, a mnie oznajmiła, że się wyprowadza. I pewnie nie miałabym nic więcej do dodania, gdyby nie to, że wróciła już następnego dnia ze zwieszoną głową, bo jak się okazało, nowy znajomy zapomniał dodać, że ma żonę i nawet gromadkę wnuków.
Dałam jej nocleg, ale mąż nawet nie chce jej znać. A najgorsze jest to, że Alina nie widzi nic złego w tym wszystkim. Uważa, że Marek powinien przyjść na kolanach i błagać ją o drugą szansę, bo to szczęśliwy los uśmiechnął się do niego i sytuacja potoczyła się na jego korzyść.
Prawda jest taka, że w tym wszystkim jestem najbardziej poszkodowana ja. Mam teraz sąsiadkę na głowie, przecież nie wyrzucę ją na bruk. Całym sercem jestem po stronie jej męża, ale jak mam powiedzieć jej to w twarz? To dorosła kobieta, sama powinna zdawać sobie sprawę ze swoich błędów.