Mówią, że po burzy wschodzi słońce, a po nocy wstaje dzień. Dzisiaj dostałam wiadomość, która sprawiła, że świat, który widziałam w czarnych kolorach znowu nabrał barw.

Moja historia zaczyna się wiele lat temu, gdy jako młoda dziewczyna pomogłam pewnej starszej pani. Pamiętam jakby to działo się wczoraj.
– Złodziej! Złodziej! Ludzie, łapcie złodzieja! – krzyczała jakąś starsza pani w słomkowym kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych. Kobieta biegła drobnymi kroczkami za uciekającym mężczyzną. Szybko oceniłam sytuację- kobiecina nie miała szans, ale ja miałam. Jakiś czas temu zrobiłam sobie kurs samoobrony, więc wiedziałam, że sobie poradzę z tym młodym osiłkiem. Ruszyłam w pogoń i po kilkudziesięciu metrach był już mój. Kilka odpowiednich chwytów i już nasz rozbójnik leżał rozpłaszczony na chodniku, a ja kolanami gniotłam mu plecy. Widziałam przerażenie na jego twarzy. Z bliska okazało się, że to prawie dzieciak. Zabrałam mu torebkę i puściłam wolno. Jakże on szybko uciekał, pewnie z obawy, bym się nie rozmyśliła. W międzyczasie doczłapała i babcia. Oddałam jej torebkę i zapytałam czy nie potrzebuje pomocy.

Podziękowała mi i w podziękowaniu zaprosiła mnie na herbatkę.
Tak zaczęła się nasza kilku letnia przyjaźń. Pani Olga okazała się być przedwojenną arystokratką. Nie miała już nikogo na świecie. Mąż umarł dawno temu, a dzieci niestety nie miała.

Podczas odwiedzin, raczyła mnie opowieściami ze swojej przeszłości. To były bardzo ciekawe historie, a ja lubiłam ich słuchać, dlatego przychodziłam do niej dość często. Z racji jej wieku, starałam się także jej pomagać. robiłam zakupy, sprzątałam. Staliśmy się sobie bardzo bliskie. A potem skończyłam studia i musiałam wrócić do domu, bo mama zachorowała.
Z panią Olgą utrzymywałam kontakt listowny. Początkowo listy przychodziły bardzo często, ale później coraz rzadziej, aż w końcu ustały. Nie dociekałam czemu. W tym czasie miałam inne problemy. Zmarła moja mama, mój mąż wyczyścił nasze konto i zniknął, zostawiając mnie z malutkim dzieckiem. Wyprzedawałam, co się dało, aby jakoś przetrwać, lecz w końcu nie było już co sprzedawać. Groziła mi eksmisja, bo nie płaciłam za mieszkanie. Gdy wydawało mi się, że już nic nas nie uratuje.

Jednak stał się cud, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Dostałam pismo od notariusza z prośbą, bym niezwłocznie stawiła się w jego kancelarii. Pełna najgorszych przeczuć, zebrałam synka i pojechaliśmy.

Na miejscu dowiedziałam się, że pani Olga nie zapomniała o mnie i w swojej ostatniej woli, zapisała mi swoje mieszkanie, kilka sztuk biżuterii i wszystkie oszczędności. Dzięki niej mogłam zapewnić spokojny byt sobie i dziecku na parę lat.
I jak tu nie wierzyć w to, że dobro powraca?

Oceń artykuł
TwojaCena
Mówią, że po burzy wschodzi słońce, a po nocy wstaje dzień. Dzisiaj dostałam wiadomość, która sprawiła, że świat, który widziałam w czarnych kolorach znowu nabrał barw.