Mój związek z Romkiem miał ciężkie początki. Romek został zdradzony przez swoją byłą żonę i nie był zdolny zaufać kolejnej kobiecie na tyle, aby się mocniej zaangażować i z nią zamieszkać. Na początku zgadzałam się na formę związku bez zobowiązań, ale budził on we mnie niepewność, bo przecież każdą kobietę w końcu przestaje satysfakcjonować zwykłe chodzenie do łóżka i zaczyna myśleć o przyszłości.
Po roku takiego związku, opierającego się głównie na fizyczności, Romek zaczął dostrzegać plusy zamieszkania u mnie. Mam 3-pokojowe mieszkanie położone kilka minut od jego pracy. On finansowo radził sobie coraz gorzej, podnieśli mu czynsz, a była żona domagała się alimentów. Gdy, po takim czasie, sam z siebie wrócił do tematu wspólnego zamieszkania, nabrałam podejrzeń. Dlaczego tak nagle się na to zdecydował? Czyżby dojrzał emocjonalnie do tej decyzji? Może w końcu zapomniał o byłej żonie i był gotowy na więcej? A może zdał sobie sprawę, że to właśnie z mną chce iść przez życie?
Tych pytań rodziło się mnóstwo w mojej głowie, ale ta nagła zmiana sprawiła, że nie byłam pewna szczerości jego intencji. Część mnie chce się zgodzić, ale boję się, że zostanę oszukana.
Nie wiem też, czy to jest to, czego chcę od życia. Zawsze uważałam się za rozsądną i inteligentną osobę. Mam swoje mieszkanie, świetną pracę oraz ciekawe zainteresowania, którym poświęcam czas wolny. Romek natomiast jest rozwodnikiem z delikatnym ego, z alimentami na koncie, bez mieszkania i stabilnej pracy. Nie jestem pewna, czy dogadamy się mieszkając razem i dzieląc finanse.
Nie wiem, czy powinnam odpuścić i zakończyć związek, czy dać nam szansę, bo jednak coś do niego czuję. Koleżanki radzą mi, żebym nie była głupia i nie obniżała swoich standardów. Radzą mi poczekać, aż określi swoje zamiary i poprawi trochę swoją sytuację życiową.
Muszę w końcu podjąć decyzję, ale nie wiem kogo posłuchać….